Kijowski przyznał w "Kropce nad i", że sytuacja, w której jego firma otrzymywała wynagrodzenie od KOD za usługi informatyczne była "niezręcznością", jak i było nią łączenie przez niego funkcji przewodniczącego i usługodawcy. Zauważył jednak, że moment, w którym sprawa ta wypłynęła w mediach, nie jest czystym przypadkiem.
- Z całą pewnością jeżeli dokumenty, które były w posiadaniu organizacji od prawie roku, nagle na kilka dni przed rozpoczęciem cyklu wyborczego równocześnie trafiają do kilku redakcji, trudno zakładać, że to czysty przypadek - ocenił Kijowski.
Mateusz Kijowski tłumaczył również, że gdy powstawał KOD, on był "całkowicie niedoświadczony politycznie". Decyzje dotyczące faktur zapadały w marcu, gdy nadal nie miał zbyt dużego doświadczenia. - To dlatego doszło do tej niezręczności, którą należy jak najszybciej wyjaśnić - mówił.
Lider KOD stwierdził, że nie rozważa zawieszenia pełnienia funkcji przewodniczącego KOD do chwili zakończenia audytu, bo byłoby "dziwnie odczytane" zwłaszcza w kontekście zbliżających się w KOD wyborów.
- Czy uważa się pan za człowieka honoru? - spytała Monika Olejnik.