Przy tak ogromnym wyborze biur na rynku, szczególnie w Warszawie, nie jest już najważniejsze to, że są one jasne, ustawne, w dobrej lokalizacji. – To może mieć każdy. Dziś liczy się ideologia projektu – podkreślał jeden z doradców.

Oczywiście, dla znanych marek, zagranicznych koncernów, wielkich firm liczy się prestiżowy adres i niepowtarzalny projekt, wszelkie nowinki techniczne i ekologiczne certyfikaty. To jednak ciągle za mało, aby przebić konkurencję, szczególnie szukając najemców na etapie dziury w ziemi.

Biurowce, zanim powstaną, już są na rynku do wzięcia. Muszą mieć bowiem podpisane umowy przednajmu, aby móc uruchomić finansowanie, a tym samym budowę. Dlatego już wtedy trwa konkurs piękności, plebiscyt na najlepszą ideę, kuszenie dodatkowymi usługami. Osobny parking dla rowerów, z oddzielnym zjazdem do podziemi, aby auta nie potrąciły rowerzystów, z przebieralnią, prysznicem – to oczywiste. Pełna kontrola dostępu na poszczególne piętra – wiadomo. Przedszkola, kluby fitness, przychodnie – tu już liczą się marki.

Restauracje, bary – tak, ale nie fast foody, najlepiej ekologiczne, a nie sieciowe, z rogalikami pieczonymi na miejscu. I przestrzeń publiczna. Jeden budynek ma swój plac, inny skwer, fontannę. Bo najemca musi się czuć zaopiekowany – jak mawia inny z agentów. – Nie może chcieć uciekać z biura, przeciwnie: ma mieć w nim lepiej niż w domu.

Nie wyśmiewam tych starań. O klientów trzeba dbać. Oby jednak biuro nie stało się drugim domem.