Problemy z księgami wieczystymi miały zniknąć razem z papierową ich wersją. Tak się jednak nie stało. Pojawiły się nowe lub odżyły stare. Chodzi m.in. o czas oczekiwania na wpis, bezpieczeństwo ksiąg oraz wyciek danych daleko poza granice Polski.
Pamiętam czasy, kiedy na wpis do księgi wieczystej czekało się ponad rok. A kolejki przed wydziałami wieczystoksięgowymi były normą. Po likwidacji papierowych ksiąg problem na wiele lat zniknął. Wszyscy o nim zapomnieli. Teraz powraca. Na wpis albo założenie księgi nie czeka się co prawda roku, ale wszystko zmierza w tym kierunku. Prawnicy i inwestorzy narzekają. Przyzwyczaili się, że formalności mogą załatwić nawet w ciągu tygodnia. Ale to już przeszłość. Dziś pół roku to standard. Wydłużenie czasu wpisu np. hipoteki utrudnia obrót nieruchomości.
Skąd te kolejki? Oficjalnie sądy nie chcą rozmawiać. Ale nieoficjalnie przyznają: powodów jest kilka. Jednym z nich jest dekomunizacja ulic i placów. Pod koniec ubiegłego roku tysiące ulic straciło swoje stare nazwy na rzecz nowych. Właściciele masowo ruszyli więc do wydziałów wieczystoksięgowych, by zmienić adresy swoich nieruchomości. Sądy nie mają określonych terminów, decydujące znaczenie ma data wpływu wniosku. Wyjątkowo można się zwrócić do sądu o przyspieszenie.
Nie pozostaje więc nic innego, jak cierpliwe czekanie w tej samej kolejce co właściciele nieruchomości z dawnej ul. Hanny Sawickiej czy Armii Ludowej.
To niejedyny problem, jaki ostatnio pojawił się w wypadku ksiąg.