Jeszcze pięć–siedem lat temu obiekty weselne wyrastały jak grzyby po deszczu – opowiada Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości. – Chętnych do organizowania uroczystości było tak wielu, że miejsca trzeba było rezerwować nawet z rocznym wyprzedzeniem. Na najlepsze obiekty trzeba było czekać znacznie dłużej. Po okresie prosperity przyszły chudsze lata. Wiele źle zarządzanych obiektów upadło i zostało wystawionych na sprzedaż.
(Nie)nasycony rynek
Także Jarosław Mikołaj Skoczeń, ekspert Emmerson Realty, ocenia, że szał na budowanie obiektów weselnych i biesiadnych już minął. – Biznes rozwijał się prężnie od 2000 do 2010 roku. Powstawały m.in. małe obiekty na taniej ziemi na obrzeżach – mówi. – Dziś buduje się znacznie mniej, rynek się nasycił. Sale bankietowe mamy we wszystkich hotelach, których przybywa. Trzeba też pamiętać, że drastycznie spada liczba ślubów.
Konkurencja jest bardzo duża. Najlepsze obiekty są jednak bardzo oblegane.
Z kolei Agnieszka Renner, dyrektor pabianickiego oddziału Północ Nieruchomości twierdzi, że coraz bardziej popularne są inwestycje w nieduże pensjonaty i hotele m.in. z salami weselnymi. – Rynek takich obiektów rośnie – ocenia. – Kupując gotową nieruchomość, mamy ułatwione zadanie, bo na podstawie jego dotychczasowej działalności możemy oszacować stopę zwrotu.
W ocenie Agnieszki Renner tego typu obiekty cieszą się zainteresowaniem w atrakcyjnych turystycznie rejonach. – Atutem dla inwestującego jest możliwość uzyskania dużych dotacji unijnych. Pieniądze z Unii Europejskiej mogą pokryć połowę kosztów. Drugie tyle trzeba wyłożyć samemu - mówi .