Czyż nie wywołuje wzruszenia (a nawet uśmiechu) polityk uciekający na dach przed siepaczami rządu i nawołujący stamtąd lud do rewolucji? Zupełnie jakbyśmy oglądali w kinie film gatunku płaszcza i szpady z czasów wielkości francuskiego kina z takimi gwiazdami, jak Gérard Philipe czy Jean Marais. Na pomoc prześladowanemu przychodzą przyjaciele (w kinie również członkowie bandy, czasami wierni chłopi) i wszyscy radośnie ruszają na barykady robić rewolucję. A odbity z aresztanckiej karetki Saakaszwili rusza pod parlament. Tyle kino.

Dalej już nikomu nie jest do śmiechu. Przygody Gruzina nad Dnieprem są rezultatem prawdziwych i bardzo poważnych problemów państwowości ukraińskiej. Coraz więcej jest w niej bowiem ludzi, którzy nie czują się tam u siebie. Wszystkie państwa, które w takiej lub innej formie przeżyły rewolucje (lub w inny sposób szybko zmieniały system władzy), przeżywały to samo. W pewnej chwili pojawiała się tam – z czasem rosnąca – grupa ludzi, którzy mówili: przecież nie o to chodziło. Kraje naszego regionu nie były tu wyjątkiem: przecież nie o taką Polskę walczyliśmy, nie o takie Węgry, nie o taką Ukrainę...

Ukraiński problem jest jednak znacznie większy niż w innych krajach regionu. Po pierwsze dlatego, że po trzech latach zmian niewiele się tam zmieniło. Nad Dnieprem nadal mamy rodzaj ustroju oligarchicznego, z którym wszyscy chcieli się rozstać w 2014 r. A korupcja, sztandarowe zło, z którym walczył Majdan, wcale się nie zmniejszyła. Po drugie (i to jest znacznie gorsze), rozczarowani nie pochodzą spośród aktywistów społecznych lub politycznych. Przeważają wśród nich byli żołnierze ochotniczych batalionów walczący wcześniej w Donbasie, mający niebagatelne doświadczenie wojskowe. Po trzecie (i to jest najgorsze), kraj praktycznie samotnie nadal prowadzi wojnę, i to z wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem.

Saakaszwili czuje się w Kijowie jak ryba w wodzie. Zna go bowiem z lat studenckich, zarówno miasto, jak i część obecnej elity politycznej, w tym samego prezydenta. Dlatego to wokół niego kumuluje się niezadowolenie. A z rąk oddziału specjalnego (złożonego częściowo z weteranów wojny) odbili go jego zwolennicy (również byli weterani).

W tym momencie obie strony konfliktu powinny natychmiast przerwać polityczne zwarcie i odskoczyć od siebie – dla dobra kraju. Tymczasem dzieje się inaczej – za to zgodnie z logiką postkomunistycznej, dość prymitywnej, walki politycznej. Obie brną dalej, podejmując działania, z których trudno się będzie wycofać, a które już za chwilę, za moment zacznie wykorzystywać ich wspólny przeciwnik z Moskwy.