Jest jednak na tyle poważna, aby depesze AP czy Bloomberga były publikowane przez czołowe media kraju: od „Fox News" po „Chicago Tribune" i „ABC".
Nie są do doniesienia budujące. Korespondentka AP podkreśla, że zaledwie dwa tygodnie od objęcia władzy ekipa Beaty Szydło jest oskarżana o łamanie zasad demokracji. Przypomina, że kiedy po raz pierwszy PiS był u władzy, tylko Trybunał Konstytucyjny zapobiegł wejściu w życie niezgodnej z prawem ustawy lustracyjnej. Teraz zmiana składu orzekającego miałaby znieść tę przeszkodę.
Bloomberg przytacza sondaż dla „Rzeczpospolitej", w którym 55 proc. badanych wyraziło obawę o zachowanie demokracji. Zdaniem agencji PiS, chce wyrwać Polskę z „europejskiego mainstreamu".
Ale to nic wobec miażdżącej krytyki, jaką opublikował w swojej analizie zastępca szefa działu opinii „Washington Post" Jackson Diehl. Pisze on, że Jarosław Kaczyński „może rywalizować tylko z Donaldem Trumpem w używaniu kłamstw, aby wzniecić strach przed muzułmanami", i że lider PiS, „jak Orbán, jest produktem ponurego przedwojennego populizmu, zamrożonego i przechowanego w okresie komunizmu, który stanowi mieszankę ksenofobii, antysemityzmu, prawicowego katolicyzmu i autorytarnych skłonności".
Można się zastanawiać, czy i w jakim stopniu te opinie odpowiadają rzeczywistości. Ale ważniejsze jest co innego – nowy polski rząd ma coraz gorszą opinię w kraju, na którym najbardziej chce polegać w polityce zagranicznej. Jeśli nie odwróci tego trendu, będzie miał coraz mniejsze wpływy w Waszyngtonie i – szerzej – na Zachodzie.