Jej wiceprzewodniczący Frans Timmermans postawił Polsce ostre ultimatum, które jest niemożliwe do spełnienia. Wiadomo, że w ciągu miesiąca nic się w sprawach sądownictwa nie zmieni, a od poniedziałkowego prezydenckiego weta scenariusze rozwoju wydarzeń w Polsce mają zupełnie inny horyzont czasowy. Ale jest to również niezgodne z zasadą, którą stosuje sama Bruksela – w momencie gdy w jednym z państw członkowskich zachodzi jakaś bardzo ważna zmiana polityczna, to daje mu się czas, a nie ponagla i szantażuje. Francja, nawet bez żadnych powodów, wciąż dostaje czas w sprawach dyscypliny budżetowej.
Bardzo ważna polityczna zmiana zaszła w Polsce dwa dni przed wystąpieniem Timmermansa. Pojawił się mechanizm kontroli i równowagi wobec działań rządu i mającego większość w parlamencie Prawa i Sprawiedliwości. I prezydent Andrzej Duda zademonstrował go właśnie w sprawach, przeciw którym wiceszef Komisji Europejskiej wyciągnął wczoraj z brukselskiego arsenału broń z ładunkiem atomowym – w sferze praworządności.
Frans Timmermans sprawiał wrażenie, jakby wygłaszał w środę tekst przygotowany i uzgodniony w zeszłym tygodniu, przed wetem Andrzeja Dudy. Wyszło na to, że dla Brukseli ważniejsze od zmian, które mają teraz szansę zajść w Polsce, jest to, że panie sędzie z polskich sądów mogą pójść na emeryturę wcześniej niż panowie sędziowie. To przykład użyty przez Fransa Timmermansa, który jego zdaniem uzasadnia dotkliwe ukaranie naszego kraju.
Timmermans przedstawiający się chętnie jako przyjaciel Polski ma poważny problem. Wciąż potwierdza, że Polskę rozumie jak twardy elektorat poprzedniego rządu, wsłuchuje się tylko w głosy tej część opozycji, która utraciła dwa lata temu władzę, oraz mediów, które pozostawały do 2015 roku prorządowe.
Sytuacja w Polsce jest dużo bardziej skomplikowana, niż wynikałoby to z obrazka, który dociera do komisarza ds. lepszej regulacji i rządów prawa Fransa Timmermansa. W szczególności teraz, po zawetowaniu dwóch kluczowych ustaw przez prezydenta Andrzeja Dudę.