Jako potwierdzenie ich poglądów na temat masowej imigracji, do której doprowadziła Angela Merkel. W tym pośpiesznym „a nie mówiliśmy, nie trzeba ich było wpuszczać" zanika myślenie o ofiarach. Ale nie to jest najpoważniejszym problemem – bo szczerze mówiąc, w dzisiejszym świecie o ofiarach myśli się wybiórczo, rzadko i krótko.

Gorzej, że swoista satysfakcja z ukarania Niemiec za ich politykę imigracyjną jest krótkowzroczna. Bo całkowita porażka Merkel – czyli sprowadzenie jej polityki wyłącznie do skutków błędnej decyzji o zaproszeniu setek tysięcy przybyszów z Azji i Afryki – będzie oznaczać pojawienie się zupełnie innych Niemiec. A zupełnie inne Niemcy to raczej nic dobrego dla Europy i dla Polski.

Jakie mogą być te zupełnie inne Niemcy? One się teraz wykuwają. Ze zderzenia chęci normalnego życia w spokojnym, bogatym demokratycznym kraju z lękiem, że ta normalność została utracona. Ich przyszły charakter zależy od skuteczności policji i służb specjalnych, siły państwa, wykazanej w momencie zagrożenia.

I przede wszystkim od wytrzymałości społeczeństwa. Na razie żyje ono pod dyktando wieści wojennych – strzały do ludzi robiących zakupy, masakrowanie siekierą podróżnych w pociągu, próba wysadzenia słuchaczy koncertu. Jeszcze zanim doszło do tej fali przemocy, ponad trzy piąte Niemców w sondażu amerykańskiego ośrodka Pew uważało, że uchodźcy zwiększają ryzyko terroryzmu. Teraz pogląd ten jest zapewne powszechniejszy. A napływ imigrantów się nie skończył. Do przeszło miliona przybyszów, który dotarli do Niemiec w zeszłym roku, dołączą przecież rodziny. Milion, dwa?

I będą to prawie wyłącznie muzułmanie. O ostatnich atakach mówi się, że tylko niektóre to zamachy terrorystyczne dżihadystów, inne to efekty szaleństwa. Wszystkich dokonują jednak muzułmanie – imigranci lub potomkowie imigrantów. Jeżeli ten wniosek okaże się najważniejszy dla znacznej części Niemców, to już można się bać. Ich wyborów politycznych. I konsekwencji tego dla Europy.