Rządzący kupili obojętność narodu za jedyne 500+. Niech sobie przywódcy odsuniętej formacji – jak to wdzięcznie ujął nieoceniony Paweł Kukiz – „drą japę na ulicach". Tymczasem zobaczyłem olbrzymi krakowski Rynek wypełniony po brzegi ludźmi skandującymi jednym głosem „Nie oddamy demokracji!". Dołączali do nich przypadkowi turyści z Polski i z całego świata. Nawet lokalna TVP 3 pokazała ten wiec uczciwie.

Tak, zapewne my wszyscy, którzy w minionych latach głosowaliśmy na PO, a część w ostatnich wyborach na Nowoczesną, jesteśmy lemingami. Nie dlatego, że te sympatyczne gryzonie popełniają zbiorowe samobójstwo, podążając w przepaść. To legenda rozpowszechniona przez podrzędnych bajkopisarzy, a potem disnejowski film. Prawdziwy leming nie wadzi nikomu, jest spokojny, roślinożerny, nawet trochę płochliwy. Leming nie lubi polityki i nie chce, by zawracała mu głowę. W zamian za spokój grillowania, piwka i komfort nie ingerowania w jego interesy ukontentuje go nawet „ciepła woda w kranie". Ale cierpliwość leminga ma granice. Tak jak teraz, kiedy lemingom wyrastają kły.

Źle, że nie troszczyliśmy się o stan demokracji, wybierając święty spokój. Może ma rację Wałęsa, kiedy mówi, że Jarosławowi trzeba postawić pomnik, bo zmusił nas do bycia obywatelami. Widząc wypełniony krakowski Rynek w lipcu 2017, trudno, bym sobie nie przypomniał kwietnia 1989 roku. Na tym samym – choć nie tak pięknie odnowionym i zadbanym – Rynku usiłowaliśmy z kilkoma przyjaciółmi rozkręcić pierwszy po Okrągłym Stole przedwyborczy wiec Solidarności. Ludzie wzruszali ramionami i szli dalej. Mimo że już było wolno, a ZOMO miało nas nie bić. Z trudem udało się zebrać niewielki tłumek, by rozdać ulotki. Ale właśnie wtedy zaczynała dziać się Historia. Dokąd nas teraz zaprowadzi, jeszcze nie wiemy. Ale już zostaliśmy wciągnięci w jej wir.

Wierzgać zaczyna nawet prezydent Duda. Nic dziwnego. On także jest lemingiem, tylko PiS-owskim.