Oczywiście odpowiadający za pracę niższej izby parlamentu marszałek Marek Kuchciński ma prawo do wprowadzania przepisów porządkowych, ogłaszania remontów, stawiania przepierzeń czy cokolwiek mu jeszcze przyjdzie do głowy. Problem polega jednak na tym, że jego działania w ciągu ostatnich dwóch i pół roku konsekwentnie zmierzają do ograniczenia swobody pracy dziennikarzy i, co za tym idzie, utrudnienia dostępu obywateli do informacji o tym, co się dzieje w parlamencie.

Marszałek pogwałcił już wszystkie zwyczajowe prawa, jakimi cieszyli się w Sejmie dziennikarze. Zabronił im wstępu do kuluarów (mieli tam dostęp i tak tylko nieliczni doświadczeni reporterzy), potem zakazał im rozmawiać z politykami przy sejmowej szatni, zamknął dostęp do korytarza, przy którym pracują wicemarszałkowie, następnie wyrzucił dziennikarzy z głównych sejmowych schodów. Konsekwentnie utrudnia im kontakt z politykami.

Przy okazji protestu opiekunów niepełnosprawnych zabroniono wstępu do Sejmu dziennikarzom na tzw. wejściówki jednorazowe. We wtorek był on dla dziennikarzy zupełnie zamknięty. To rodzi obawy, że marszałek realizuje plan z 2016 roku, gdy próbowano w ogóle wyrzucić dziennikarzy do oddalonego od sali posiedzeń Centrum Medialnego, do którego ani dziennikarze, ani politycy nie mają ochoty przychodzić. Po solidarnym apelu większości redakcji i proteście opozycji marszałek wycofał się z tych pomysłów. Uzasadnione stają się podejrzenia, że marzenia marszałka o Sejmie bez dziennikarzy zostaną zrealizowane tym razem.

Warto jednak podkreślić, że nie chodzi tu wyłącznie o komfort pracy dziennikarzy, ale o demokrację. Kontaktujemy się z politykami nie dla własnej satysfakcji, ale w imieniu swych widzów, słuchaczy czy czytelników. Utrudnianie tego kontaktu to uderzenie w konstytucyjne prawo obywateli do wiedzy o tym, co dzieje się w polityce, a więc psucie demokracji.

Marek Kuchciński zrobił już wiele, by zasłużyć na miano najgorszego marszałka Sejmu trzydziestolecia wolnej Polski. Teraz swym kapralskim uporem stara się zyskać tytuł tego, który ograniczy dostęp obywateli do informacji o tym, co robią politycy. Czy ktoś jest w stanie go powstrzymać?