Tak, by bardziej bolało, by społeczeństwa zachodnie nie przestały się bać. W Manchesterze celem zamachu stały się dzieci. Czysta niewinność, uderzona w czasie beztroskiej zabawy na koncercie gwiazdy pop. Dzieci ginęły i podczas innych zamachów, ale niejako przez przypadek. Po raz pierwszy mamy do czynienia z atakiem w Europie wycelowanym właśnie w nieletnich.

Nie padło tu jeszcze słowo o tym, kim są terroryści z Manchesteru (albo jeden, bo pewne jest tylko to, że w ataku uczestniczył ten, który zabijając innych, sam popełnił samobójstwo). Wstrzemięźliwości w rzucaniu oskarżeń nauczył nas kwietniowy atak na autokar z piłkarzami Borussii Dortmund. Miał wyglądać na przeprowadzony przez terrorystów islamskich, a potem okazało się, że zamachowiec, niemający nic wspólnego z islamem, chciał po prostu zarobić na wahaniach kursów akcji piłkarskiego klubu.

Różnica polega na tym, że w Dortmundzie nikt się nie wysadził, a w Manchesterze tak. To pierwszy trop wskazujący na dżihadystów. Potem pojawiły się następne. Prawdopodobnie więc to islamscy fundamentaliści naruszyli tabu respektowane dotąd nawet przez terrorystów: zaatakowali z intencją zabicia jak największej grupy dzieci.