Okazuje się bowiem, że niemal 53 proc. ankietowanych negatywnie ocenia pomysł, by 10–11 listopada odbyło się referendum konstytucyjne. Co gorsza, w ciągu roku ich liczba nieznacznie się zwiększyła. To znaczy, że ani prezydentowi, ani jego współpracownikom nie udało się przekonać Polaków do referendum.

Również wśród najważniejszych polityków PiS pomysł Dudy wywołuje pewien niepokój. Zgodnie z prawem, by referendum było wiążące, frekwencja w nim powinna wynieść ponad 50 proc. Choć formalnie to referendum nie będzie się wiązało z żadną wiążącą decyzją (obywatele wyrażą swoją opinię, ale o niczym nie zdecydują), niższa frekwencja ośmieszy inicjatywę prezydenta i może się przełożyć na wizerunkowy kryzys głowy państwa. A u zarania gorącego roku 2019 PiS niepotrzebne są żadne dodatkowe kłopoty, nawet dotyczące szeroko rozumianego obozu władzy. I nawet jeśli niektórzy w PiS poczuliby satysfakcję, że Dudzie powinęła się noga (mogłoby to być słodkie uczucie szczególnie dla tych, którzy ciężko znieśli decyzję o kilku jego wetach), byłby to dla partii rządzącej po prostu problem.

Sęk w tym, że to referendum to zmarnowana szansa nie tylko dla prezydenta. Paradoksalnie bowiem wspólne głosowanie nad najważniejszymi dla funkcjonowania państwa sprawami mogło być dla Polski szansą. Część środowisk prawniczych zwraca uwagę, że w sytuacji, gdy Polacy są ogromnie podzieleni, to właśnie referendum mogłoby być wydarzeniem umożliwiającym suwerenowi wypowiedzenie się w sprawach, które są dziś najpoważniejszym źródłem konfliktu.

Gdyby zapytać o to, jak należy rozumieć zasadę trójpodziału władzy, zakres wpływu polityków na sądownictwo, pozycję i niezależność Trybunału Konstytucyjnego, podporządkowanie prokuratury rządowi, mogłoby dojść do rozstrzygnięcia bardzo poważnego sporu o praworządność w naszym państwie. To samo tyczy się innych spraw, które budzą kontrowersje. Pytanie referendalne mogłoby np. dotyczyć zakresu ochrony życia nienarodzonych, pomocy niepełnosprawnym czy wprowadzenia tzw. podatku solidarnościowego. I wtedy referendum mogłoby się stać naprawdę bardzo ważnym wydarzeniem, które pomogłoby naszej polityce wyjść ze szkodliwego impasu.

Ale by tak się stało, referendum nie może być tylko mało zrozumiałą inicjatywą prezydenta. Musiałoby być elementem swoistego kompromisu politycznego. Przed ogłoszeniem powinno zostać skonsultowane nie tylko z partią rządzącą, ale też z opozycją – bo jego efekty mogłyby służyć rozstrzygnięciu poważnego sporu politycznego. Niestety, tak się nie stanie.