Jakość polityki mierzy się – jak wiemy – skutecznością. Z tej perspektywy wojenka o powstrzymanie przedłużenia kadencji Donalda Tuska zapewne skończy się dla prezesa wielowymiarową klęską.
Zamiast wizji Tuska w kajdanach zdanego na łaskę narodowego wymiaru sprawiedliwości zobaczy go znów w brukselskich gabinetach, nietykalnego dla prokuratorów ministra Ziobry. Zamiast wyszehradzkiej jedności rozpłyną się nadzieje na polskie przywództwo w regionie. Zamiast dowodów wiernej przyjaźni sojuszniczego Viktora Orbána prezes Kaczyński usłyszy znów pokrętne tłumaczenia Węgra. Zamiast triumfować po błyskotliwej rozgrywce politycznej, która miała „zamieszać" w Europie, po raz kolejny zostanie posadzony w unijnej „oślej ławce". I na koniec, co najważniejsze, zamiast rozstrzelania Tuska, nieudolna próba jego odwołania przyczyni się do wzrostu jego popularności i przywróci go polskiej polityce – oczywiście za dwa i pół roku, kiedy rozproszona opozycja będzie potrzebowała prawdziwego lidera.