Po wypadku limuzyny z prezydentem Andrzejem Dudą prominentni przedstawiciele PiS sugerują, że to mógł być zamach – choć na razie nie ma do tego przesłanek. Twierdzą też, że winę za tę sytuację ponosi Platforma, bo sami rządzą za krótko – ponad trzy miesiące – by czuć się odpowiedzialnymi za służby.

Tak się składa, że gdy w styczniu 2008 r. w katastrofie wojskowego samolotu CASA zginęło 20 lotników, politycy PiS obwiniali o to Platformę, mimo że rząd Donalda Tuska pracował wówczas dopiero od dwóch miesięcy (po dwuletnich rządach PiS zresztą).

Z kolei politycy Platformy o wypadek prezydenta obwiniają nowe szefostwo Biura Ochrony Rządu, już z nadania PiS. Gdy za ich czasów BOR skompromitował się brakiem rekonesansu na lotnisku w Smoleńsku przed wizytą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, nie widzieli problemu. Wręcz awansowali ówczesnego szefa BOR Mariana Janickiego.

Prawda jest taka, że za wszystkie takie zdarzenia w ostatnich latach odpowiedzialność ponoszą pospołu Platforma i PiS. Partie te rządzą na przemian od ponad dekady i nie poprawiły w tym czasie ani pracy służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, ani jakości sprzętu, który pozostaje w dyspozycji najważniejszych ludzi w kraju. Od Smoleńska minie za miesiąc już sześć lat, a polski prezydent wciąż nie ma własnego samolotu – przetargi wielokrotnie unieważniano, ostatni raz dziesięć dni temu. Podobnie rzecz się ma z limuzynami dla VIP-ów – BOR był krytykowany za rozrzutność, gdy na początku roku ogłosił, że chce kupić 20 nowych aut za 40 mln zł. Tyle że to jedyne rozsądne rozwiązanie – odłożyć na bok partyjne boje o oponę i przestać oszczędzać tam, gdzie oszczędności mogą się skończyć wyjątkowo boleśnie.