Jeśli ta ustawa w istocie ma liczne słabości, powstała wskutek lobbingu czy pozwala na dewastację przyrody, to właśnie po to jest przejrzysty z założenia proces legislacyjny, konsultacje, dyskusje w komisjach, wielokrotne czytanie i miejsce na poprawki, by chronić system prawny przed takimi bublami. Niestety, wiele aktów prawnych powstaje w Polsce bez spełnienia tych rygorów, a nadużywanie w ustawodawstwie ścieżki poselskiej (projekty ustaw nie muszą być tu gruntownie konsultowane) w oczywisty sposób obniża jakość prawa.

Nie musiałby się więc irytować prezes Kaczyński, mdleć z trwogi minister Szyszko czy gęsto tłumaczyć marszałek Terlecki, gdyby regulacjom o wycince drzew poświęcić więcej czasu i uwagi. Nie poświęcono. Ustawa została przyjęta po jednokrotnym czytaniu w komisji podczas pamiętnego posiedzenia Sejmu w Sali Kolumnowej. Posłowie poparli ją jednogłośnie, nie złożyli ani jednej poprawki, co z perspektywy dzisiejszej awantury jest dowodem, że mało kto miał szanse się z nią zapoznać.

Autorów zapisów ustawy pogrąża jeszcze jedna okoliczność. Z wyjątkowym niedbalstwem odniesiono się do tzw. oceny skutków regulacji. To kolejny bezpiecznik w systemie prawnym, który ma chronić ustawodawcę przed popełnianiem tragicznych z perspektywy interesów państwa błędów legislacyjnych. W przypadku nowelizacji „ustawy Szyszki" za całą ocenę skutków regulacji służy trzyzdaniowy komentarz, że jest ona społecznie korzystna i nie ma wpływu na budżet państwa i samorządów. Jakby dobrem chronionym przez prawo miały być tylko różnego szczebla budżety. Szkoda słów! Blamaż państwa i parlamentarzystów.

Szczęśliwie odezwała się opinia publiczna. Do licznych redakcji zaczęły trafiać sygnały alarmowe i zdjęcia ewidentnych dewastacji. Musiały być tak poruszające, że zainteresował się nimi sam Naczelnik i raczej wbrew sobie powiedział to, co powiedział w Radiu Białystok. Dlaczego wbrew sobie? Bo niestety jego słowa o wadliwości przepisów i domniemanym lobbingu to gorzkie przyznanie się do psucia prawa, którego jest jeśli nie autorem, to przynajmniej patronem. To przecież nikt inny jak jego partia szła do wyborów parlamentarnych pod szyldem walki ze złym prawem i szemranymi interesami lobbystów. Dziś Kaczyński musi przełknąć gorzką prawdę, że sam na to przyzwala.

Jako sympatyk systemów wolnościowych nie potępiałbym regulacji ministra środowiska w czambuł. Może stał za nią nie brudny lobbing, ale zaufanie do ludzkiej racjonalności, która powinna strzec przed np. bezmyślną dewastacją narodowego dobra, jakim są tereny zielone. Niestety, Polacy po raz kolejny nie do końca stanęli w kwestii legalnej wycinki na wysokości zadania. Tak jak palą w piecach oponami i starymi kaloszami, tak z furią rzucili się wycinać drzewa. A to z pobudek materialnych, a to ze zwykłej złości, że na przykład śmiecą liśćmi. A my po raz kolejny z goryczą musimy przyznać, że wolność – jak najbardziej, ale przy wsparciu rozumu. Inaczej się nie da.