Patrząc na powyborcze działania premier Szydło, można żywić obawę, że owa teczka zginęła, albo podejrzenia, że była pusta. Standardem staje się bowiem to, że fundamentalne projekty rządu podważa... sam rząd.

Opisywany przez „Rzeczpospolitą" najnowszy przypadek – opinia Rządowego Centrum Legislacji, wedle której zapisy projektu wprowadzającego podatek od marketów nie spełniają standardów konstytucyjnych – to kolejny na to dowód. Dodajmy, że ten sam projekt krytykuje także wicepremier Mateusz Morawiecki. To wyraźne wotum nieufności wobec patrona ustawy, szefa resortu finansów Pawła Szałamachy. W dodatku sam Szałamacha przyznał w środę, że do projektu zastrzeżenia ma Bruksela.

Wcześniej ministrowie kłócili się o kształt programu 500+. Rządowi liberałowie usiłowali przyciąć lansowany przez szefową resortu rodziny i pracy Elżbietę Rafalską projekt, wedle którego pieniądze na dzieci trafią do wszystkich Polaków, bez względu na dochody. Szałamacha próbował wyeliminować z programu najzamożniejszych, a Morawiecki – Polaków mieszkających za granicą. Szałamacha oraz wicepremier Jarosław Gowin dowodzili też, że owo 500 zł na dziecko powinno być wliczane do progu pomocy społecznej. Przekonywali, że inaczej sporej grupie kobiet w najuboższych rodzinach przestanie się opłacać pracować.

Jeśli takie kłopoty dotyczą czołowych projektów PiS – zapowiadanych często wręcz od kilku lat – to tym bardziej martwi zawrotne tempo, w jakim władza chce je wprowadzać. Podatek handlowy miałby wejść w życie już 1 kwietnia lub 1 maja – tak przynajmniej twierdzi Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, zaufany człowiek pani premier. Choć nawet co do tego nie ma jasności, bo Morawiecki twierdzi, że mu się nie spieszy.

Nie wiadomo, co było na ten temat zapisane w błękitnej teczce.