Przypomnimy sobie, że jej dziadek po mieczu nazywał się Kaźmierczak. I że po wygranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich 2015 r. pani kanclerz wysłała mu list, w którym mówiła o bliskości naszych krajów, możliwej przede wszystkim dzięki gotowości Polski „do pojednania i partnerstwa z Niemcami mimo niewyobrażalnych zbrodni niemieckich w czasie II wojny światowej".

Miła oprawa przyda się wtorkowej wizycie Merkel w Warszawie. Wieczorne spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim zadecyduje zapewne, czy Niemcy znowu okażą się naszym najważniejszym partnerem w UE. O tym, co łączy Polskę i Niemcy w wizji przyszłej Unii, była już mowa w tym miejscu wczoraj. Nie było mowy, jak się to ma do USA pod wodzą Donalda Trumpa, które budzą przerażenie nad Renem (70 proc. Niemców uważa, że Ameryce nie można ufać). Polska nie stoi jednak przed wyborem albo Niemcy, albo USA. Emocjonalne oceny Trumpa dwa tygodnie po dojściu do władzy nie mogą przesłonić faktu, że Ameryka jest gwarantem naszego bezpieczeństwa. Niemcy w dającej się przewidzieć przyszłości jej nie zastąpią.

Niemiec zaś nikt nie zastąpi w roli głównego ratownika UE. A to z nią znaczna większość Polaków wiąże swoją przyszłość.