Z pozoru racja. „Ciepła woda w kranie" uśpiła wszystkich. Rządzący uznali, że nie mają się czego obawiać, skoro wolimy grillować, niż politykować; można więc spokojnie majstrować przy OFE, wieku emerytalnym i sędziach Trybunału Konstytucyjnego. No i stało się...

Teraz, siedząc w domu, popieramy PiS. Wychodząc na ulice i pokrzykując, opowiadamy się za demokracją. Przecież tak to wygląda i łatwo się policzyć. Tylko że w ten sposób wielkim łukiem omijamy istotę demokracji, której sercem jest świadomy obywatel posługujący się w decyzjach rozumem, a nie emocjami, zwłaszcza złością.

Droga do odbudowy demokracji jest trudniejsza niż szlak wiecowego skrzykiwania plemienności. Może w ogóle należałoby demokrację w Polsce budować od podstaw, bo nawet w przełomowych wyborach, które obaliły komunizm, do urn poszło nieco ponad 60 proc. uprawnionych, a potem było coraz gorzej.

Prawie 100 lat temu, bo w 1920 roku, powstała w USA Liga Kobiet Głosujących (League of Women Voters), początkowo jako organizacja sufrażystek dobijających się o prawa obywatelskie dla zmarginalizowanych w patriarchalnym społeczeństwie „kur domowych". Zaczęła ona opracowywać i dostarczać do domowych skrzynek pocztowych obiektywną, apolityczną informację o programach partii i ich skutkach, o ubiegających się o elekcję kandydatach. Aż po latach stała się ogólnonarodowym autorytetem szanowanym także przez mężczyzn. Szlak do umocnienia i przyszłego zwycięstwa demokracji wyznacza więc raczej internetowy portal MamPrawoWiedzieć.pl. Potrzebne są inne inicjatywy tego typu, także drukowane. Wymiana myśli i dyskusja są dziś bardziej niezbędne niż klanowe wiece.

Wiem, że jest to droga żmudna i powolna. Rozumny obywatel okaże się wrogiem zarówno dla dziś rządzących i ich sloganów, jak i dla starych czasów „ciepłej wody". Ale inna droga prowadzi do łomotu bezrozumnych gromad.