Groźba opuszczenia UE przez Wielką Brytanię jest i – aż do referendum w tej sprawie – będzie najważniejszym unijnym tematem. Przebijającym nawet kryzys imigracyjny, z którym zresztą ma sporo wspólnego. Im więcej informacji o nowych przybyszach, tym mniejsza szansa na to, że Brytyjczycy opowiedzą się za pozostaniem we Wspólnocie. Choć przybysze są spoza UE i żadnej umowy w ich sprawie premier Cameron zawrzeć w Brukseli nie może. Może za to w sprawie imigrantów z innych krajów unijnych. I to się właśnie dzieje.
Kompromis przedstawił szef Rady Europejskiej Donald Tusk. I jak to kompromis – ma wadę. Przewiduje, że nowi imigranci z Polski i innych krajów UE przez parę lat nie będą dostawali świadczeń socjalnych. Ale ma też wielką zaletę: dzięki brukselskim sztuczkom prawnym odbędzie się to bez zmian traktatowych, bez podkopywania unijnych fundamentów.
Biorąc pod uwagę, o jaką stawkę toczy się gra – czyli pozostanie w Unii jednego z najważniejszych krajów na świecie, na dodatek wskazywanego przez obecny polski rząd jako głównego europejskiego partnera – kompromis powinien być witany w Warszawie z radością. Zamiast niej jest zakłopotanie. Pewnie wynika ono z tego, że w świat już raz poszła informacja, iż szef dyplomacji Witold Waszczykowski jest skłonny poświęcić rodaków na Wyspach za wsparcie Brytyjczyków wzmocnienia bezpieczeństwa Polski.
Zgodnie z projektem porozumienia Polacy już mieszkający w Wielkiej Brytanii nie zostaną poświęceni. I to trzeba przedstawiać jako sukces, poprzeć propozycje, zwłaszcza że w innych sprawach niż imigranci są one bliskie większości Polaków, a jeszcze bliższe PiS. Oznaczają, że Unia nie zmierza w kierunku superpaństwa.
Wynik brytyjskiego referendum, niezależnie od kompromisu, jest niepewny. A chodzi też o to, czy w granicach wspólnoty pozostanie kulturalne mocarstwo. Nawet sparafrazowany na początku cytat o widmie (z „Manifestu komunistycznego") ukazał się w Londynie. Jak wiele innych dzieł. Nie dziwi, że do literatury odwołują się i główni gracze. Tusk deklamuje: „Być albo nie być (razem), oto jest pytanie (nie tylko dla Brytyjczyków w czasie referendum)".