Przepisów, które po raz kolejny dają im nadzwyczajne uprawnienia, nawet w rezerwatach i na prywatnej ziemi. Jest taki las, po którym chodzę i zimą, i latem. I na grzyby, i podglądać żurawie. I żeby się schować przed światem. I nie chcę, żeby mnie jakiś wąsacz z giwerą z tego lasu wyrzucał, grożąc grzywną lub, co gorsza, postrzałem.

„Carem" jest oczywiście w tej historii prezes Jarosław Kaczyński, który w sprawach ochrony środowiska ma nieco opóźnioną reakcję, ale jednak ją ma, i to jak najbardziej prawidłową. A źli bojarzy? To niesławnej pamięci ministerialnej Jan Szyszko. A drugi to szef Lasów Państwowych – Konrad Tomaszewski. Odwołany w czwartek.

Wiem, że procedura „odkręcania ustaw" nie jest demokratyczna i że nie można na docieraniu do prezesa budować strategii ochrony środowiska. Ale jednak się cieszę, szczególnie że akcja prowadzona była ponad podziałami przez parlamentarnych obrońców zwierząt – z różnych partii. Tak samo było w zeszłym roku z ratowaniem łosi przed odstrzałem. Tym razem pomogły głosowania budżetowe. Trwały długo, więc całą rzecz można było prezesowi spokojnie przedstawić.

Nie wiem tylko, czy nowy minister środowiska Henryk Kowalczyk udźwignie odpowiedzialność. On przecież przede wszystkim zna się na rolnictwie. A tu trzeba i o Puszczę Białowieską zadbać, żeby wreszcie wyładowane drzewem tiry przestały się po niej kręcić, i zrobić przegląd prawa łowieckiego oraz innych przepisów, w których myśliwi za pomocą swojego (byłego) ministra zadbali o własne interesy. A jak minister nie da rady? Znów trzeba będzie szukać dojścia do prezesa...