Po raz kolejny udowodniła, że zbudowała świetny zespół specjalistów od pilnowania wizerunku – własnego i rządowego – oraz że sama również jest pojętnym uczniem w dziedzinie PR.
Głównym daniem wtorkowej konferencji było ogłoszenie, że przez najbliższe dwa tygodnie trwać będzie przegląd wszystkich resortów. Dzięki spotkaniom z ministrami powstać mają „nowe kierunki, które podejmie rząd", mają też zostać wytropione błędy i zaniechania, które miały rozczarować wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Gdyby ktoś był złośliwy, mógłby stwierdzić, że źle to świadczy o przygotowaniu PiS do rządzenia, skoro już po roku od wyborów musi przepytywać ministrów w poszukiwaniu nowych kierunków.
Tyle tylko, że ogłaszając przegląd ministrów, premier Szydło pokazała, że potrafi uczyć się nawet od swoich poprzedników. Wszak to wirtuoz PR Donald Tusk uwielbiał urządzać przeglądy ministerstw, gdy tylko potrzebował przejąć polityczną inicjatywę.
Bo polityczny marketing rządzi się zasadą, że trzeba być w ofensywie. Gdy nic się nie dzieje, tracisz, gdy inni wytykają ci błędy, tracisz. Ale gdy zgłaszasz nowe pomysły, choćby nie niosły ze sobą zupełnie niczego, zyskujesz. Wiedzą o tym twórcy kampanii wyborczych, potrafiący zrobić event z zupełnie błahego wydarzenia.
Do podręczników PR przejdzie już filmik z kampanii wyborczej 2015 roku, który pokazywał nagranie z kamery na kasku ówczesnego kandydata na prezydenta Andrzeja Dudy, szusującego na stoku. Poza miłym obrazkiem nie zawierał żadnej treści. Ale sztabowcy wiedzieli, że wrzucenie go do sieci po budowie odpowiedniego napięcia potrafi zaprzeczyć zasadzie, na której opiera się świat: w normalnym życiu nie da się stworzyć czegoś z niczego. Ale w politycznym marketingu owszem – wystarczy mieć dobry pomysł, by zdobyć przewagę nad politycznym przeciwnikiem.