W czasie, gdy prawie wszystkich zajmują roszady w rządzie, trudno nie mieć wrażenia, że to element przemyślanej strategii ukrycia trudnego dla PiS tematu. Wrażenie to wzmacnia dodatkowo czas, w którym posłowie mają się tematem zająć. Harmonogram środowego posiedzenia zakłada, że projekty będą rozpatrywane między godz. 16.45 a 21. Ale przecież to 10 stycznia – 93. miesięcznica katastrofy smoleńskiej. Większość posłów PiS – jeśli nie wszyscy – będzie w tym czasie na mszy w warszawskiej katedrze, a potem na marszu Krakowskim Przedmieściem. Będą tam telewizyjne kamery i radiowe mikrofony. Debaty z Sejmu na żywo trudno się spodziewać. Posłowie wrócą na Wiejską późnym wieczorem i zdecydują o losie obu projektów. Z partii rządzącej płyną sygnały, że z obawy przed protestami będą wysłane do komisji. I tam zostaną do czasu wydania przez Trybunał Konstytucyjny orzeczenia w sprawie. W TK leży bowiem wniosek grupy posłów tożsamy z propozycją obrońców życia.

Ciągłe odwlekanie tego tematu może się skończyć dla PiS źle. Nie wiadomo, kiedy TK się wypowie, a nawet jeśli orzeknie po myśli działaczy pro-life, to i tak w grze zostanie projekt liberalny. Jego autorzy walki nie odpuszczą. A jeśli TK też będzie zwlekał, do akcji ruszą obrońcy życia. Wygląda na to, że w roku wyborów kierowane strachem PiS na własne życzenie szykuje gorącą jesień.