Popiera ją – jak wykazał to ostatni sondaż IBRiS dla "Rzeczpospolitej" – ledwie jedna trzecia respondentów, a w grupie wyborców PiS około 60 procent.Byłoby więc to prawo niewygodne nie tylko z perspektywy państwowej, ale i w kontekście decyzji szerokich kręgów wyborców.

Wetując więc to prawo prezydent Duda nie tyle sprzeciwia się woli politycznej swojej macierzystej partii, ile wybawia ją z poważnego kłopotu; Morawiecki i tak ma tysiąc problemów z Brukselą i trybunałami, kolejna kwestia zapalna jest mu potrzebna jak piąte koło u wozu.

Andrzej Duda może przy okazji puścić perskie oko do centrowego wyborcy: „patrzcie jaki jestem niezależny, jaki mam fantastyczny słuch społeczny. Nie tylko buntuję się przeciw absurdom, ale i podkreślam swoją niezależność”.

Ja jednak stawiam dolary przeciw orzechom, że weto, to dogadane z liderami PiS koło ratunkowe. Radykalne skrzydło rządzącej partii może powiedzieć: „próbowaliśmy, ale się nie udało”, a centrowe potwierdzić swój realny wpływ na politykę.

Z ręką w nocniku zostaje za to po raz kolejny opozycja, bo wypadałoby jej liderom pogratulować prezydentowi. Drobny problem jednak w tym, że takie poparcie oznaczałoby zbliżenie się do PiS-owskiego centrum, co w perspektywie wyborczej byłoby samobójstwem. Zatarłoby polityczne granice, obdarło z niezależności i podkreśliło potrzebę realnej alternatywy dla aktualnego układu parlamentarnego. A na to Grzegorz Schetyna nigdy nie pójdzie.