Politycy postkomunistycznej lewicy muszą teraz szeroko się uśmiechać do kamer i z teatralną radością zapewniać dziennikarzy, jak bardzo się cieszą, że prezydent zawetował ustawę degradacyjną. Przecież przez dobre kilka tygodni bardzo aktywnie o to weto walczyli. Apelowali do prezydenta na licznie organizowanych konferencjach. Na jednej z nich Monika Jaruzelska, prawie ze łzami w oczach upominała się o sprawiedliwość. A później nawet wspólnie z działaczami SLD ogłosiła powołanie Centrum Monitorowania Skutków Ustawy Degradacyjnej, które miało pomagać osobom pokrzywdzonym przez kontrowersyjną ustawę.

Niby można powiedzieć, że wreszcie opozycji udało się skutecznie wpłynąć na bieg spraw w państwie, więc politycy postkomuny powinni teraz dumnie prężyć pierś i liczyć na wzrost poparcia. Szczególnie że już same konferencje i apele dały Sojuszowi prawdziwy skok w sondażach. SLD, niedawno jeszcze walczący gdzieś na dnie z Partią Razem, przeskoczył w marcu PSL i Nowoczesną. W niektórych sondażach dobił nawet do 10 proc. poparcia! Jeszcze chwila i wyprzedziłby nawet Kukiz’15, stając się trzecią siłą kraju.

Problem w tym, że SLD wypłynął właśnie na kontrowersyjnych zapisach ustawy degradacyjnej – z którymi widowiskowo rozprawił się na piątkowej konferencji prezydent, prezentując się w roli prawdziwego męża stanu. I co Sojusz ma zrobić teraz, gdy Andrzej Duda już zajął się tym zagrożeniem? Postkomunistyczna lewica nie będzie mogła już tak skutecznie mobilizować wokół tej kwestii elektoratu.

Apele apelami, ale nie chodziło w nich przecież o to, by prezydent naprawdę ustawę zawetował, a tylko o to, by się pokazać w roli reprezentanta uciśnionych rodzin, którym ustawa zagrażała. Jeśli teraz temat dziejowej sprawiedliwości zacznie być rozgrywany w ramach prawicowego obozu – między ośrodkiem prezydenckim i rządowym, tak jak rozgrywana była sprawa reformy sądownictwa – to o protestach SLD i medialnej aktywności postkomunistycznych polityków wyborcy zaraz zapomną. A wtedy Sojusz zapomnieć będzie mógł o upragnionym trzecim miejscu w sondażach i 10-proc. poparciu. W każdym razie najbliższe dni, czyli czas tego zaskakującego triumfu, politycy SLD muszą wykorzystać jak najlepiej. Uśmiechać się, uśmiechać przed kamerami szeroko. Bo niedługo może nie być już na to zbyt wielu okazji.