Dzielni prezydenci miast z Platformy Obywatelskiej albo niezależni samorządowcy, tacy jak Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu czy Tadeusz Truskolaski w Białymstoku, przez lata nie reagowali na jawnie faszystowskie zachowania i przestępstwa. A prokuratury– i za czasów PO, i za czasów PiS – umarzały podobne sprawy bez końca.

Ludzie siedzący przy kawiarnianych stolikach w stolicy Podlasia zamierali, kiedy tupiąc i paląc pochodnie, maszerowali neonaziści skandujący: „Biała rasa”. Wrocław też od lat jest zagłębiem takich ugrupowań. Trudno uwierzyć, że samorządowcom komponują się one jakoś z fontanną w rynku.

Ale rekordy hipokryzji bije obecna władza. Wystarczy troszeczkę poskrobać i szybko się okazuje, że sprawa przywódcy ugrupowania Duma i Nowoczesność została umorzona na polityczne polecenie z ministerstwa. Stowarzyszenie chwaliło się tym na swojej stronie na Facebooku. Jaką wartość mają teraz oświadczenia ministra Jakiego? Ile warte są zapewnienia ministra Ziobry, że zdelegalizuje to stowarzyszenie? I wreszcie: jakie są gwarancje, że przy tym nastawieniu władzy wszyscy ci admiratorzy Hitlera nie założą sobie nowych, lepiej zakonspirowanych bojówek, dobrze żyjąc z pracy w biurach poselskich narodowych posłów? Wiedzą przecież, że kiedy powinie im się noga, będą mogli liczyć na poselską interwencję u ministra sprawiedliwości.

Pod politycznym parasolem hodujemy sobie coś, co nie ma prawa bytu w życiu publicznym. „Wiele rąk i zbyt mało głów. O faszyzmie łatwo nic nie mówić” – śpiewał kiedyś Lech Janerka. Szczególnie łatwo milczeć jest wtedy, kiedy brunatne koszule pasują do politycznego obrazka.