Jerzy Haszczyński: Morze muzułmańskiej krwi

Piątkowy zamach na Synaju, tak okrutny i krwawy (co najmniej 270 zabitych i ponad 100 rannych), uświadamia zapatrzonym w siebie ludziom Zachodu, że terroryzm islamski uderza też w muzułmanów.

Aktualizacja: 25.11.2017 14:44 Publikacja: 24.11.2017 21:25

Jerzy Haszczyński: Morze muzułmańskiej krwi

Foto: afp

Mieszkańcy krajów muzułmańskich to wiedzą, mają to na co dzień. Co najmniej dziewięć na dziesięć ataków terrorystycznych na świecie jest u nich. Nie zawsze na muzułmanów, często na stanowiących mniejszość chrześcijan czy na obcokrajowców. Ale w zamachach giną rocznie tysiące wyznawców islamu z rąk terrorystów, którzy uważają, że to ich islam jest prawdziwy i trzeba przelać morze krwi, by to on zwyciężył.

Często dochodzi do zamachów na meczety, w ostatnich dniach kilka takich było w Nigerii. Ale niewielu Europejczyków się o nich dowiedziało. Nigeria jest daleko, daleko jest Pakistan i Afganistan. Egipt, w tym znany z folderów turystycznych półwysep Synaj, znacznie bliżej, po drugiej stronie Morza Śródziemnego.

Na Synaju, w jego północnej części, tam, gdzie w piątek wybuchły bomby w zatłoczonym meczecie w Bir al-Abed, toczy się cicha wojna, w której giną egipscy chrześcijanie – Koptowie, policjanci i żołnierze. Prowadzą ją dżihadyści, wielu z nich podległych tzw. Państwu Islamskiemu. Tym razem ich celem byli sufici, muzułmanie skupieni na mistycyzmie, medytacjach, śpiewach i rozważaniach. Znienawidzeni przez wojujących dżihadystów, uznawani przez nich za niewiernych. Zamach na modlących się i to w piątek, święty dzień w islamie, to symbol bezwzględności i szaleństwa dżihadyzmu.

Prezydent Abd Fatah as-Sisi zapowiedział srogą zemstę. I zapewne do niej dojdzie. Zaczną się polowania na islamistów. As-Sisi traktuje jednak terroryzm islamski bardzo szeroko. On widzi w swoim kraju miliony terrorystów, bo jego zdaniem każdy członek Bractwa Muzułmańskiego jest właśnie terrorystą. Egipskie więzienia są pełne Braci, którzy przez ponad rok po demokratycznych wyborach rządzili, ale zostali w 2013 r. obaleni. Pewnie część zwolenników Bractwa się zradykalizowała i zasiliła organizacje terrorystyczne. Spośród tych, którzy nie trafili za kraty. Ale liderzy Bractwa, którzy mają teraz wyroki śmierci czy dożywocia, nie prowadzili działalności terrorystycznej.

Delegalizacja tej islamistycznej organizacji, największej w kraju, musiała wywołać frustrację części społeczeństwa. A od frustracji do dostrzegania w terroryzmie szansy niedaleka droga.

To niestety nie jest ostatni zamach w Egipcie. Walka z terroryzmem, który może się żywić poczuciem wykluczenia wielu Egipcjan, będzie trudna. Być może stanie się skuteczniejsza, gdy skończy się utożsamianie każdego zwolennika Bractwa Muzułmańskiego z terrorystą. Być może. 

Mieszkańcy krajów muzułmańskich to wiedzą, mają to na co dzień. Co najmniej dziewięć na dziesięć ataków terrorystycznych na świecie jest u nich. Nie zawsze na muzułmanów, często na stanowiących mniejszość chrześcijan czy na obcokrajowców. Ale w zamachach giną rocznie tysiące wyznawców islamu z rąk terrorystów, którzy uważają, że to ich islam jest prawdziwy i trzeba przelać morze krwi, by to on zwyciężył.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty