Lepszego, bo to ukłon Andrzeja Dudy w stronę tradycji solidarnościowej, która najczytelniej ilustruje genezę dzisiejszej Polski. Niebezpiecznego, bo romans ze związkiem zawodowym w kontekście pytań referendalnych może wepchnąć prezydenta w ślepy zaułek tematyki socjalnej, którą związek z pewnością będzie forsował.
Absolutnie nie odmawiam tego prawa związkowcom, ale nowa konstytucja, o ile dojdzie do jej uchwalenia, będzie musiała umiejętnie ważyć wszystkie akcenty, zbyt szybko zaś wypowiedziane słowa, zbyt łatwo podjęte zobowiązania mogą w przyszłości być tutaj przeszkodą. Czy takie słowa padły? Czy ślepy zaułek można już dostrzec? O tym za chwilę, bo najpierw o nowym kontekście politycznym, w którym odbywają się konsultacje.
Jeszcze w maju, kiedy prezydent przedstawił swój plan, można było podejrzewać, że to akcja dyskretnie inspirowana z Nowogrodzkiej. Teatralne zdziwienia, pompatyczne ochy i achy po stronie PiS, mogły być przecież fałszywe. Wielu komentatorów w prezydenckim wiście widziało początek planu reorganizacji państwa a la mode Jarosław Kaczyński. Jednak to, co nastąpiło później, nieoczekiwane weta zatrzęsły Prawem i Sprawiedliwością jak sztorm o sile 10 stopni w skali Beauforta. Po wetach już tylko najbardziej fanatyczni wyznawcy teorii spiskowych uważają, że Andrzej Duda realizuje sekretny plan prezesa. Dla całej reszty jest jasne, że prezydent zdecydował się na emancypację i niezależnie od własnej wizji polityki (niewiele przecież odstającej od PiS-owskiego głównego nurtu) rozpoczął samodzielną grę. Referendum konstytucyjne i w efekcie nowa konstytucja to stawka w tej grze.
Samodzielność inicjatywy prezydenta potwierdza debata w Sali BHP. Nie było w niej wiwatujących kolegów partyjnych, eksplozywnego wystąpienia prezesa, wędrujących po ścianach reflektorów i rzęsistych partyjnych oklasków. Byli za to związkowcy, delegaci Kukiz'15, PSL i samotny jak palec (posłowie Horała i Śniadek milczeli jak zaklęci) reprezentujący PiS marszałek Karczewski. Na dodatek wyraźnie dość sceptyczny wobec pomysłów prezydenta.
Obecność trzeciej osoby w państwie wypada nie tylko odnotować. Ważniejsze jest pytanie o cel jego gdańskiej misji? Przeszpiegi, wyciągnięta ręka? A może tylko skierowany do wyborców PiS sygnał, że nie wszystkie mosty między Nowogrodzką i pałacem zostały spalone? Stawiałbym na to ostatnie. Kwestie merytoryczne? Słabo. Najważniejszy jest sam fakt rozpoczęcia konsultacji i dwie prezydenckie deklaracje. Pierwsza dotyczy dotychczasowej ustawy zasadniczej, której głowa państwa w czambuł nie potępiła. To nic innego jak komunikat o tym, że w tej rozgrywce większego radykalizmu nie będzie. Druga ma związek z tempem dochodzenia do zmiany. Prezydent wyraźnie zapowiedział, że w tej kwestii pośpiechu nie ma, co też jest dobrym znakiem i świadczy o powadze, z jaką Andrzej Duda traktuje dyskusję o nowej konstytucji. Uparł się tylko, i to wbrew marszałkowi Karczyńskiemu, przy dacie referendum, które ma się odbyć 11 listopada 2018 r.