Ale czy słowa o zamachu stanu jeszcze na kimś robią wrażenie, skoro powtarzane są od czasu pierwszych działań PiS związanych z Trybunałem Konstytucyjnym? Czy wobec porażki zarówno działań parlamentarnych, jak i „akcji bezpośrednich" pod Sejmem i pod Pałacem Prezydenckim zapewnienie, że „zrobimy wszystko", nie brzmi humorystycznie?

Nawet dzieciom powtarza się bowiem często, by nigdy nie wzywały pomocy dla żartu czy zwrócenia na siebie uwagi, bo ryzykują, że gdy będzie ona naprawdę potrzebna, nikt już na to nie zareaguje. PO znalazła się właśnie w takiej sytuacji.

Tym razem diagnozie o bezsilności opozycji towarzyszyć musi niestety prawdziwy niepokój. PiS korzysta z niskiej jakości działań przeciwników politycznych, by przeprowadzać projekty już nie tylko kontrowersyjne, ale – co akurat jest słuszną oceną ze strony PO – zmieniające ustrój w Polsce. Bo tak właśnie należy podchodzić do legislacyjnej wrzutki dotyczącej Sądu Najwyższego. Jak w przepisie na film klasy B jest w tej inicjatywie wszystko: uzyskanie wpływu na wybory parlamentarne, zemsta na wrogach politycznych, czarne charaktery i skrzywdzone ofiary. Tyle że to nie film, lecz rzeczywistość. Do tego w tym samym czasie prawie idealny sequel obrazu z połowy lat 70.: letnie podwyżki cen. Niektórzy pamiętają jeszcze szarą twarz premiera Jaroszewicza ogłaszającego 24 czerwca 1976 roku podwyżki cen „niektórych artykułów konsumpcyjnych". Sprawując władzę tak silną ręką, można oczywiście przeprowadzić wszystko.

Ale jeśli argumentem dla PiS ma znów być to, że opozycja nie może nic zrobić, bo to PiS rządzi i ma większość, to trzeba przypomnieć, że w 1976 roku opozycji nie było w ogóle. Urosła zaraz potem.