Zbliżające się posiedzenie Sejmu może być najważniejsze od początku tej kadencji. Eskalacja politycznego napięcia, po i tak burzliwym ostatnim posiedzeniu niższej izby parlamentu, w czasie którego PiS przegłosowało inne elementy zmian w sądownictwie, będzie bowiem najpoważniejszym od grudniowego kryzysu sejmowego testem dla opozycji.

Ta ostatnia nazywa obecną sytuację bezprecedensowym atakiem na trójpodział władzy, przekroczeniem granicy i krokiem w stronę dyktatury. Pytanie czy pójdzie za tym zmiana tego, jak opozycja funkcjonuje. I czy jej liderzy wyciągnęli wnioski zarówno z sejmowego kryzysu w grudniu, który miał być politycznym przełomem (takim jednak się nie okazał, zamiast tego pokazał raczej słabość niż siłę przeciwników PiS) oraz z przebiegu debaty o TK.

Po pierwsze, wyzwaniem jest zbudowanie skutecznej argumentacji wobec reformy sądów, zwłaszcza SN, która odeszłaby od abstrakcyjnych dla przeciętnych wyborców haseł o trójpodziale władzy. Wszystko to w sytuacji, w której przeciwko sobie opozycja ma PiS, systematycznie budujący przekaz o konieczności reformy i PRL-owskich korzeniach systemu sądownictwa. Obóz rządzący pozycjonuje się w ten sposób jako rzecznik obywateli narzekających na przewlekłość sądowych procedur i często rozczarowanych wydawanymi wyrokami. A ponieważ sądy są dużo bliższe sprawom zwykłego człowieka niż Trybunał Konstytucyjny, budowanie takiej argumentacji o konieczności zmian "z rozmachem" (jak to dziś ujął Kaczyński) jest łatwiejsze. Pytanie, czy opozycja będzie potrafiła szybko znaleźć metody, które będą skuteczną kontrą. Przebieg dyskusji wokół TK pokazuje, że mobilizacja w trakcie demonstracji nie jest żadnym skutecznym środkiem. Tak samo wydaje się, że planowana na niedzielę demonstracja w obronie SN będzie miała jedynie wymiar symboliczny.

Drugim wyzwaniem jest spójność opozycji - lub raczej jej brak. Na tym tle obóz władzy jest monolitem. W piątek odbyły się zarządy dwóch partii - Platformy i Nowoczesnej. Ryszard Petru i jego politycy zaproponowali rano stworzenie Frontu Demokratycznego i współpracę wszystkich sił opozycyjnych w ramach parlamentarnej federacji. Kilka godzin później, po posiedzeniu Zarządu PO, Grzegorz Schetyna zapowiedział, że będzie konsultować z klubami opozycyjnymi wspólne zaangażowanie w blokowanie prac nad zmianami w SN. Te rozmowy mają odbyć się w przyszłym tygodniu. Schetyna w odpowiedzi na apel Nowoczesnej stwierdził też - co jest powrotem do jego wielokrotnie już podnoszonych propozycji - że trzeba inwestować we wspólne listy i "wspólny klub". Trudno nie odczytać tego jako propozycji zjednoczenia, ale w dalszej przyszłości i na warunkach PO oraz pod szyldem Platformy.

W tej chwili jednym wspólnym działaniem opozycji będzie uczestnictwo w niedzielnej demonstracji. Jeśli jednak opozycja podkreśla, że tym razem PiS przekroczyło granicę, to naturalne wydaje się, że nastąpi swego rodzaju reset i przełamanie nieufności między klubami i politykami w obliczu determinacji PiS. Poranna propozycja Nowoczesnej była dziś próbą takiego resetu, która wymusiła na PO odpowiedź. Za tym mogą pójść realne - nie tylko symboliczne - wspólne działania. Pytanie, czy politycy opozycji wykażą wolę - co będzie wymagało m.in. schowania do kieszeni części własnych ambicji - by guzik resetu wspólnie nacisnąć.