Polska od kilkunastu miesięcy stawia na budowę sojuszu z Wielką Brytanią. I choć można się oczywiście zastanawiać, czy taki alians powinien być najważniejszym wektorem naszej polityki zagranicznej, jeśli już decyzja została podjęta, warto rozliczać naszą dyplomację z realizacji tego celu. Pod tym względem zakończone właśnie Polsko-Brytyjskie Forum Belwederskie było niewątpliwie świetnym pomysłem.

Sprowadzenie do Warszawy ważnych polityków z Wielkiej Brytanii, ale też przedstawicieli środowisk intelektualnych, biznesowych oraz mediów, by podczas całodniowej konferencji wymienili się opiniami ze swoimi polskimi odpowiednikami – to sprawdzony sposób na budowę wzajemnych relacji. Na współprzewodniczącego forum ze strony Brytyjskiej wskazano sir Malcolma Rifkinda, szefa MSZ m.in. w rządzie Margaret Thacher, a więc legendę angielskiej dyplomacji. Do Warszawy przyjechał też sir Alan Duncan, minister ds. Europejskich i Ameryki w londyńskim MSZ, a więc również postać z pierwszego szeregu brytyjskiej dyplomacji. Współgospodarzami byli również ambasadorzy – brytyjski w Warszawie Jonathan Knott oraz polski w Londynie prof. Arkady Rzegocki. Spotkanie rozpoczęło się koktajlem i elegancką kolacją w stołecznym Bristolu, obrady zaś odbywały się w pięknym Belwederze.

W sytuacji, gdy Brytyjczycy potrzebują Polski przy okazji negocjacji Brexitowych oraz gdy Polska walczy o każdego sojusznika w związku z izolacją, w jakiej znalazła Warszawa z powodu swego sprzeciwu wobec Donalda Tuska, wszelkie spotkania, które podnoszą relacje z taką potęgą jak Wielka Brytania na wyższy poziom są nie tylko uzasadnione, ale też bardzo potrzebne. Dlatego Forum należy docenić.

Jednak w tej porcji miodu nie może nie znaleźć się i łyżka dziegciu. Trudno mi zrozumieć postawę współprzewodniczącego tego gremium Ryszarda Czarneckiego. Nie pojawił się na bankiecie otwierającym imprezę, choć planowano jego wystąpienie. Nieobecność wytłumaczono względami zdrowotnymi. Rzeczywiście pojawił się rano następnego dnia i otworzył obrady z ręką na temblaku. Jednak potem znów zniknął. Na szczęście na zakończeniu obrad, zamiast Czarneckiego pojawił się sam szef MSZ Witold Waszczykowski, który stanął na wysokości zadania i znając rangę brytyjskich gości, przyjechał do Belwederu, by podsumować wydarzenie. Warto jednak pamiętać, że jeśli chcemy by Brytyjczycy traktowali nas poważnie, też ich tak traktujmy.