Rodzą się więc pytania: czego dowiedziała się o zaniedbaniach w ratuszu Hanna Gronkiewicz-Waltz, że jednak postanowiła pociągnąć do politycznej odpowiedzialności podwładnych? Skoro chce sprawę wyjaśnić, powinna się tą wiedzą podzielić z opinią publiczną. A jeśli nic nowego nie zaszło, to znaczy, że decyzja ta jest zagraniem wyłącznie piarowskim – aktem politycznej desperacji mającej sprawiać wrażenie, że Platforma Obywatelska coś robi.

Dotychczas PO sprawę reprywatyzacji rozgrywała fatalnie, raz po raz wystawiając się na strzał ze strony PiS. Twierdzenia, że partia Jarosława Kaczyńskiego niszczy samorządy lub poluje na Gronkiewicz-Waltz (jak usiłowali twierdzić liderzy Platformy), nikogo nie przekonały. To nie PiS kazał stołecznym urzędnikom wydawać zgodę na fikcyjne reprywatyzacje, to nie PiS też ujawnił ten skandal.

Grzegorz Schetyna, szef Platformy, stoi dziś przed najważniejszym testem w całej swojej politycznej karierze. Odziedziczył PO z trupami w szafie, których zapewne się nie spodziewał. Schetyna chce być lojalny wobec Gronkiewicz-Waltz – bo wszak sama Platforma uczyniła ze stolicy swój bastion i dziś trudno byłoby przekonać wyborców, że formacja ta nie ponosi odpowiedzialności za to, co się działo w Warszawie.

Ale jeśli Hanna Gronkiewicz-Waltz pójdzie na dno, pociągnie za sobą całą swoją partię. Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia.