Rz: Po 20 latach jako prezes nie zanudzi się pan w radzie nadzorczej?
Tomasz Zaboklicki: Członek rady ma obowiązki analityczne. Nie będę przychodził do pracy jak dotychczas na siódmą, ale muszę doglądać majątku. Wraz z pozostałymi dwoma współwłaścicielami mamy po niecałe 26 proc. udziałów w Pesie i każdy z nas jest wiceprezesem rady. Przewodniczącym jest od 19 lat Ireneusz Sitarski. Ten układ sprawdził się i zachowaliśmy go.
W jakiej formie przekazuje pan przedsiębiorstwo?
T.Z.: Z jednej strony trudnej, bo przez 1,5 roku nie mieliśmy zamówień z polskiego rynku, na które liczyliśmy. Utrzymaliśmy zatrudnienie, gdy inni zwalniali, bo czekaliśmy na rozstrzygnięcia przetargów, które opóźniły się o półtora roku. To kosztowało, a na dodatek musimy walczyć z często absurdalnymi karami umownymi, a nawet próbami, na szczęście nieudanymi, wykluczania nas z przetargów.
Z drugiej strony firma przyspiesza – zdobywamy kolejne zamówienia, granty na innowacyjne projekty, szukamy ludzi do pracy, bo będzie jej coraz więcej – wartość zamówień na rok 2018 to już prawie 2 mld zł. Pesa rozpoczyna kolejny etap rozwoju, będzie jeszcze silniejsza, a ostatnie prasowe ataki konkurencji świadczą tylko o tym, jak bardzo polski producent niektórym przeszkadza.