Ostatecznie samolot i dron minęły się w odległości ok. 61 metrów - a wszystko to działo się nad lotniskiem w Los Angeles. Airbus A380, czterosilnikowy kolos zdolny - w zależności od konfiguracji - zabrać na pokład od 540 do ponad 800 pasażerów, znajdował się ok. 22,5 km od kalifornijskiego lotniska na wysokości półtora kilometra, gdy tuż przed nim pojawił się dron.

Nie wiadomo, ilu pasażerów znajdowało się na pokładzie samolotu. Amerykańska policja została poinformowana o incydencie. Senator Dianne Feinstein, ze stanu Kalifornia, zaangażowana w prace nad legislacją regulującą korzystanie z dronów wydała oświadczenie, w którym twierdzi, że kolejny taki incydent może zakończyć się prawdziwą tragedią.

Pomimo obowiązującego prawa, które określa strefę wyłączającą z ruchu zdalnie sterowanych obiektów na co najmniej 122 metry ponad i na 8 km od lotniska, od kwietnia 2014 roku agencja lotnictwa dostała aż 42 zgłoszenia o dronach, które znalazły się w zakazanej strefie. W Kalifornii 200 pilotów informowało o zbyt bliskich spotkaniach z urządzeniami. Trzykrotnie tragedia dosłownie wisiała w powietrzu - nie tylko nad wspomnianym LAX, ale także nad nowojorskimi lotniskami LaGuardia oraz JFK.