Destrukcja lewego skrzydła Tu-154M zaczęła się jeszcze przed zderzeniem z brzozą, a liczne zniszczenia lewego skrzydła samolotu noszą ślady wybuchu – uważa podkomisja ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej.
Taki komunikat przesłała mediom w środę jej rzeczniczka Marta Palonek. Przedstawiła w nim stanowisko podkomisji kierowanej przez dr. Kazimierza Nowaczyka. – Podkomisja nie miała żadnych nowych dowodów, nie badała żadnych nowych śladów – zauważa Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
W opublikowanym w środę komunikacie podkomisja stwierdziła, że „zniszczenie lewego skrzydła Tu-154M nie zostało zainicjowane zderzeniem z brzozą na działce Bodina". Ich zdaniem rozpoczęło się ono jeszcze wcześniej. „Liczne zniszczenia lewego skrzydła samolotu Tu-154M noszą ślady wybuchu" – podkreślono w oficjalnym stanowisku podkomisji.
To zupełnie inna opinia niż ta, którą sformułowała komisji Millera z 2011 r. Stwierdziła ona wówczas, że przyczyną katastrofy rządowego samolotu, w której zginęło 96 osób, było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny.
Maciej Lasek zauważa, że zarówno członkowie komisji Millera, która badała katastrofę smoleńską, jak i prokuratorzy oraz eksperci z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego KGP nie stwierdzili żadnych śladów wybuchowych na wraku samolotu. – Członkowie podkomisji mimo zaproszeń z Moskwy nie byli dotąd w Smoleńsku, nie badali wraku samolotu. Opierają się na naszych i prokuratury materiałach i zdjęciach oraz ponownych sekcjach – zauważa Maciej Lasek. – Mieli na nowo badać katastrofę, a powielają tezy podzespołu Antoniego Macierewicza – dodaje.