To nie jest scenariusz, który specjalnie martwi hiszpańskie władze. Przeciwnie, człowiek, który do tej pory był twarzą katalońskiego nacjonalizmu, teraz staje się politykiem mało odważnym, aby nie powiedzieć komicznym.
– Dla nas najgorsza byłaby sytuacja, w której Puigdemont zabarykadowałby się w pałacu Generalitat (rządu regionalnego) – mówią dziennikowi „La Vanguardia" źródła w hiszpańskim rządzie.
W poniedziałek rano, pierwszym dniu roboczym po przyjęciu przez kataloński parlament deklaracji niepodległości, prokurator generalny Hiszpanii Jose Manuel Maza wystąpił z formalnym oskarżeniem wobec Puigdemonta, wszystkich członków jego rządu, a także prezydium parlamentu, o „bunt i zdradę stanu". To zbrodnie, które są zagrożone karą do 30 lat więzienia. Maza co prawda nie wystąpił o prewencyjne aresztowanie oskarżonych, ale ostrzegł, że jeśli nie stawią się na przesłuchania, „natychmiast" zostaną zatrzymani.
Kilka godzin później barceloński „El Periodico" ujawnił, że Puigdemont z pięcioma członkami swojego rządu pojechał samochodem do Marsylii, a stamtąd odleciał do Brukseli, gdzie zamierza wystąpić do belgijskich władz o azyl. Na razie były „president" uczestniczył w spotkaniu wchodzącej w skład rządu flamandzkiej partii Nieuw Vlaamse Alliantie (N-VA), która sama dąży do rozbicia Belgii.
– Dla nas to jest bardzo kłopotliwy układ. Mamy przecież nasz własny problem z separatystami, a wchodzimy w otwarty konflikt z Hiszpanią – przyznają „Rzeczpospolitej" belgijskie źródła dyplomatyczne w Brukseli. Ale dodają: Puigdemont ma bardzo małe szanse na status uchodźcy.