Dowodzi tego sprawa Krzysztofa B. – pracownika spółki X powołanego do pełnienia funkcji członka jej zarządu, a po niespełna półtora roku odwołanego z tej funkcji i zwolnionego z pracy. Powodem miało być podjęcie przez B. działalności konkurencyjnej i dopuszczenie się czynów nieuczciwej konkurencji. Na odchodnym spółka wezwała go do oddania służbowego samochodu wraz z kluczykami, komputera, telefonu komórkowego, karty paliw, karty płatniczej i kluczy do budynku siedziby spółki. Krzysztof B. oddał wszystko i dostał na to pokwitowanie prezesa.
Czytaj także: RODO - co pracownik i pracodawca powinien wiedzieć
Nie chciał odcisnąć kciuka
Problem w tym, że komputer i telefon były zabezpieczone hasłami, o czym prezes spółki X nie wiedział, kwitując odbiór służbowego mienia. Dopiero po tygodniu Krzysztof B. został wezwany przez byłego pracodawcę do wydania kodów dostępu do komputera oraz do telefonu komórkowego. Wyznaczono mu na to 3-dniowy termin. W wezwaniu wskazano, że przekazanie ma nastąpić w siedzibie spółki i zostanie potwierdzone protokołem.
Krzysztof B. stawił się w siedzibie spółki X, ale odmówił podania kodu dostępu do służbowych urządzeń (w przypadku telefonu – odblokowania go za pomocą odcisku kciuka na czytniku linii papilarnych). Uzasadniał to tym, że na służbowym sprzęcie są jego prywatne zdjęcia i informacje, a poza tym może go odkodować firmowy informatyk, bo to on dał mu hasło do komputera.
Spółka musiała skorzystać z usług firmy zajmującej się profesjonalnym odblokowywaniem sprzętu elektronicznego oraz odzyskiwaniem danych. W powództwie przeciwko Krzysztofowi B. podkreśliła, że niemało za to zapłaciła, a i tak utraciła dane klientów. Zażądała od byłego pracownika 2.533,80 zł odszkodowania.