Trochę ze strachu, trochę z musu

I sekretarz Edward Gierek stwierdził: „To są Polacy i dziś nawet nie wiemy, czy żołnierze strzelaliby do robotników”. Przypominamy tekst archiwalny w 37. rocznicę powstania Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej.

Aktualizacja: 16.08.2017 15:41 Publikacja: 16.08.2017 15:32

Delegacja rządowo-partyjna podczas rozmów w Stoczni Gdańskiej. W środku - Mieczysław Jagielski. Z je

Delegacja rządowo-partyjna podczas rozmów w Stoczni Gdańskiej. W środku - Mieczysław Jagielski. Z jego prawej strony - Tadeusz Fiszbach, I sekretarz KW PZPR w Gdańsku

Foto: Rzeczpospolita, Włodzimierz Wasyluk

Porozumienia Sierpniowe były wyjątkową umową społeczną. Po raz pierwszy w historii PRL decydenci zmuszeni byli oddać w ręce obywateli narzędzie kontroli nad działaniami władz – nowe, niezależne i samorządne związki zawodowe.

Geneza Porozumień Sierpniowych sięga fali strajków, która przelała się przez kraj w lipcu 1980 r. Wprowadzenie przez władze 1 lipca podwyżki cen przetworów mięsnych w stołówkach zakładowych było iskrą, która dała początek protestom. Już dzień po podwyżce w całym kraju strajkowało prawie 5 tysięcy osób. A był to dopiero początek – do historii przeszły strajki lubelskie, w czasie których stanęły 63 zakłady w Lublinie oraz województwie. Wśród załóg powoływano komitety strajkowe, które stawiały zarówno postulaty natury socjalnej, wewnątrzzakładowej, jak i np. reformy związków zawodowych. Do Lublina przybyła komisja rządowa kierowana przez wicepremiera Mieczysława Jagielskiego. Wynegocjowano porozumienia.

Od tych sierpniowych różniło je kilka rzeczy – stawiane przez strajkujących postulaty były dość zróżnicowane i szczegółowe (zgłoszono ich 1200!). Brakowało im siły i nośności przekazu, jakie miało gdańskie 21 postulatów. Władze zgodziły się na podwyżki płac, bezpieczeństwo strajkujących oraz nowe wybory do rad zakładowych. Chociaż był to dla strajkujących sukces, to nie był on krokiem w stronę zmian w systemie. Mimo to wypracowanego w Lublinie modelu negocjacji zaczęli używać strajkujący w innych miejscach w kraju.

Strajk, który wybuchł w Stoczni Gdańskiej, zakończył się tak wielkim sukcesem dzięki temu, że strajkujący nie poprzestali na przeforsowaniu postulatów ekonomicznych. Jednak mało brakowało, a stoczniowcy mogli zakończyć cały strajk, kiedy władze 16 sierpnia zgodziły się na część żądań. Uzyskano wtedy obietnicę podwyżki i specjalnego dodatku, przywrócenia Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy do pracy oraz wmurowania pamiątkowej tablicy ku czci poległych stoczniowców. Los strajku wisiał na włosku, jednak zdecydowano walczyć dalej także o postulaty polityczne. Decyzja ta stała się przepustką do historii.

W Stoczni Gdańskiej tworzono Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, na którego czele stał Lech Wałęsa. Władze nie mogły już prowadzić oddzielnych negocjacji z poszczególnymi zakładami. Strajkujący ułożyli listę 21 żądań (bardziej stonowane określenie „postulaty” pojawiło się później), z których najważniejszym (postulat nr 1) było prawo do utworzenia niezależnych od władz i partii samorządnych związków zawodowych. Ponadto domagano się m.in. prawa do strajku, wolności słowa, druku i publikacji, uwolnienia więźniów politycznych. Po dyskusjach nie zdecydowano się na zapisanie najbardziej radykalnych punktów, m.in. żądania przeprowadzenia wolnych wyborów.

Wkrótce podobne inicjatywy pojawiały się także w innych częściach kraju. Wybuchły strajki w Szczecinie, gdzie sformowano Międzyzakładowy Komitet Strajkowy pod przewodnictwem Mariana Jurczyka. Przedstawiono 36 postulatów wzorowanych po części na tych z Gdańska. MKS powstał także m.in. na Górnym Śląsku w kopalni Manifest Lipcowy w Jastrzębiu.

Władze zmuszone były podjąć negocjacje. W Szczecinie 21 sierpnia rozmowy z MKS rozpoczął wicepremier Kazimierz Barcikowski. Dwa dni później do stołu ze strajkującymi w Gdańsku zasiadł wicepremier Mieczysław Jagielski. Zastąpił on skompromitowanego wicepremiera Tadeusza Pykę, który starał się zastosować metodę sprawdzoną w czasie strajków lubelskich – negocjowanie z pojedynczymi zakładami i drobne ustępstwa ekonomiczne. Stoczniowcy byli już wspierani przez ekspertów, którzy przyjechali z Warszawy. Nad doborem członków oraz pracą Komisji Ekspertów czuwał jej przewodniczący – Tadeusz Mazowiecki.

Niezależnie od zaangażowania władz w negocjacje rozważano możliwość konfrontacji ze strajkującymi. Dość szybko upadła jednak koncepcja wprowadzenia stanu wojennego. Nie był do tego skłonny I sekretarz Edward Gierek, który twierdził, że „gdybyśmy wyprowadzili na ulice wojsko, osiągnęlibyśmy niewiele, a krew przelali (…) To są Polacy i dziś nawet nie wiemy, czy żołnierze strzelaliby do robotników”. Odradzał to także Wojciech Jaruzelski, „bo jak wyegzekwować rygory, kiedy stanie cały kraj. To nierealne”.

Jednak specjalnie powołany Sztab MSW pracował także nad innymi rozwiązaniami. Szef tego sztabu, wiceminister spraw wewnętrznych Bogusław Stachura, założenia akcji streścił w czterech punktach: odblokowanie portów przez wojsko, blokada stoczni w Gdańsku, uruchomienie aktywu propagandowego, odblokowanie łączności. Jak chciano tego dokonać?

Stachura twierdził, że „operacja winna mieć charakter wypadu komandosów. Należy opanować budynek komitetu, ująć członków komitetu i Wałęsę, zająć bramę i wycofać się”. Na takie rozwiązanie nie było jednak zgody Biura Politycznego. Stanisław Kania, odpowiedzialny w kierownictwie partii za służby specjalne, twierdził: „To nie jest sprawa prosta i łatwa, trzeba mieć też świadomość grożących konsekwencji. Nawet jeśli się porty zdobędzie – to co potem? Kto je będzie obsługiwał?”.

Tymczasem na Wybrzeżu trwały negocjacje. Kością niezgody był punkt dotyczący organizowania nowych niezależnych i samorządnych związków zawodowych. Budził on największy sprzeciw władz. Edward Gierek przestrzegał, że zgoda na ten punkt to „akt polityczny o nieprzewidzianych dziś reperkusjach dla kraju i dla całego obozu socjalistycznego”. Jednak strajkujący trwali przy tym postulacie zgodnie z deklaracją Andrzeja Gwiazdy: „naszym celem jest powołanie rzeczywistej organizacji pracowników, w którą ludzie byliby w stanie uwierzyć”.

Pierwsze porozumienie podpisali 30 sierpnia w Szczecinie Marian Jurczyk wraz z Kazimierzem Barcikowskim. Wyrażono w nim zgodę na „samorządne Związki Zawodowe, które będą miały socjalistyczny charakter zgodnie z Konstytucją PRL”. Edward Gierek tłumaczył swoim towarzyszom, dlaczego trzeba iść na takie ustępstwa: „Ja jestem przeciw. Ale jest określona sytuacja (…) trzeba wybierać mniejsze zło, a potem starać się z tego wybrnąć”. W porozumieniach szczecińskich nie znalazł się jednak zapis o niezależności nowych związków. Strajkującym udało się za to m.in. wynegocjować tablicę ku czci ofiar Grudnia ’70, warunkowy powrót robotników zwolnionych za uczestnictwo w strajkach w latach 70. oraz powszechną podwyżkę płac.

Dalej poszły porozumienia podpisane w Gdańsku 31 sierpnia między Lechem Wałęsą oraz Mieczysławem Jagielskim. Zagwarantowano w nich nie tylko samorządne, ale i niezależne od władz nowe związki zawodowe o szerokich kompetencjach. Miały mieć one prawo do wyrażania opinii o kluczowych decyzjach społeczno-gospodarczych oraz do prowadzenia własnej działalności wydawniczej. Ponadto władze uznały prawo do strajku, które miało zostać wpisane do odpowiednich ustaw. Uzyskano obietnicę ograniczenia cenzury, a do pracy mieli zostać bezwarunkowo przyjęci robotnicy zwolnieni po strajkach 1970 i 1976 roku. Władze zobowiązały się również do systematycznych podwyżek płac. Ostatnie porozumienie zostało podpisane 3 września z MKS z Jastrzębia.

Lech Wałęsa po zakończonych negocjacjach stwierdził, że „uzyskaliśmy wszystko, co w obecnej sytuacji mogliśmy uzyskać. Resztę też uzyskamy, bo mamy rzecz najważniejszą: nasze niezależne samorządowe związki zawodowe. To jest nasza gwarancja na przyszłość”.

Autor jest pracownikiem naukowym IPN

Porozumienia Sierpniowe były wyjątkową umową społeczną. Po raz pierwszy w historii PRL decydenci zmuszeni byli oddać w ręce obywateli narzędzie kontroli nad działaniami władz – nowe, niezależne i samorządne związki zawodowe.

Geneza Porozumień Sierpniowych sięga fali strajków, która przelała się przez kraj w lipcu 1980 r. Wprowadzenie przez władze 1 lipca podwyżki cen przetworów mięsnych w stołówkach zakładowych było iskrą, która dała początek protestom. Już dzień po podwyżce w całym kraju strajkowało prawie 5 tysięcy osób. A był to dopiero początek – do historii przeszły strajki lubelskie, w czasie których stanęły 63 zakłady w Lublinie oraz województwie. Wśród załóg powoływano komitety strajkowe, które stawiały zarówno postulaty natury socjalnej, wewnątrzzakładowej, jak i np. reformy związków zawodowych. Do Lublina przybyła komisja rządowa kierowana przez wicepremiera Mieczysława Jagielskiego. Wynegocjowano porozumienia.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie