Że płyną z uczucia przyjaźni.
Ale co pan czuł?
Pewnie dumę... Chce pan wiedzieć, czy bywam próżny? Odczuwam radość z odwzajemnionego zrozumienia i wtedy wiem, że zostałem jakoś wyróżniony, wywyższony... Nagrodę otrzymałem w momencie szczególnym. W Niemczech, w całej Europie Zachodniej trwała dobra koniunktura dla Polski. Jan Paweł II w Watykanie. We wszystkich księgarniach tomy Czesława Miłosza. Lech Wałęsa laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. A jeśli o mnie idzie? Przed wyjazdem z Polski w 1989 roku odbyłem kilkugodzinne spotkanie w Laskach z Tadeuszem Mazowieckim i Bronisławem Geremkiem. Ustaliliśmy sposoby informowania przeze mnie zachodniej opinii publicznej o sprawach polskich. Dzięki nagrodzie, która nazywana jest pół-Noblem, uzyskałem łatwiejszy dostęp do środowisk politycznych i medialnych. Coraz częściej zapraszano mnie jako komentatora do niemieckich stacji radiowych i telewizyjnych. Jak pan wie, od wielu lat utrzymywałem bliskie kontakty z episkopatem Niemiec i świeckimi działaczami katolickimi. Teraz okazało się, że Bartoszewski cieszy się sympatią i zaufaniem Partii Wolnych Demokratów, Zielonych, SPD. I tak się ułożyło, że zacząłem się spotykać nieoficjalnie z prezydentem von Weizsäckerem, z czołowymi deputowanymi do Bundestagu, z redaktorami wpływowych gazet, od "Die Zeit" po "Süddeutsche Zeitung", z moderatorami telewizyjnymi... Tymczasem z Polski przychodzą pierwsze informacje o Okrągłym Stole. Rzecz niezwykła. Bez precedensu. Dziennik "Die Welt" zaprasza mnie do współpracy. Moje teksty dotyczące obrad Okrągłego Stołu, wyborów czerwcowych, sprawy Katynia, stosunków polsko-niemieckich i polsko-rosyjskich są często cytowane w mediach niemieckiego obszaru językowego. Niesłychane przyśpieszenie! Latem 1989 roku przyjeżdża do Niemiec Lech Wałęsa. Jest gościem centrali związków zawodowych, ale strona niemiecka zadbała, aby nadać wizycie przywódcy "Solidarności", laureata Nagrody Nobla stosowną wagę i oprawę, cowymagało znacznej delikatności protokolarnej. Wałęsa spotyka się zatem z kierownictwem związków zawodowych, to oczywiste, ale przewidziane są też, jak słyszę, spotkania polityczne. I nagle prezydent Weizsäcker zaprasza mnie do swej willi w Bonn, abym wziął udział w jego spotkaniu z Wałęsą.
Czy strona polska wiedziała o tym zaproszeniu?
Nie wiem. Chyba nie, bo w czasie powitania... To wyglądało tak: w progu willi prezydent von Weizsäcker witał Wałęsę, za którymstał Ernst Breit, socjaldemokrata, przewodniczący centrali związków zawodowych, ja stałem za prezydentem, i była jeszcze tłumaczka. Von Weizsäcker zagarnia mnie ręką, abym postąpił krok do przodu, Wałęsa widzi mnie i woła zdziwiony: - Panie Bartoszewski, a co pan tu robisz? Odpowiedziałem: - Panie przewodniczący, prezydent von Weizsäcker poprosił mnie, abym był w czasie rozmowy z panem, jeśli nie ma pan nic przeciw temu... - Ależ skąd! - odpowiedział. No i zaczęła się rozmowa, w czasie której zauważyłem narastające zainteresowanie von Weizsäckera słowami Wałęsy. Spotkanie było zaplanowane na pół godziny. Wałęsa dosyć optymistycznie widział przyszłość Europy, a wiedziony trafnym instynktem akcentował potrzebę przezwyciężenia przeszłości w stosunkach polsko-niemieckich jako warunku rozwoju demokracji w Polsce i w NRD. Globalne spojrzenie na przemiany w Europie, które niewątpliwie odpowiadało niemieckim oczekiwaniom. Dobra rozmowa, w czasie której żywiołowość Wałęsy, jego znana niechęć do dyplomatycznych sformułowań wywoływała dyskretny półuśmiech na twarzy von Weizsäckera. Po godzinie Wałęsa odjechał. Zapytałem von Weizsäckera, co sądzi o spotkaniu. Odpowiedział: - Był pan świadkiem. Obie strony powinny być zadowolone. A potem dodał: - A wie pan, Wałęsa to jest zjawisko natury!... Zapamiętałem te słowa, bo zawierały i dystans, i szacunek, i podziw, i zdumienie wytrawnego polityka i intelektualisty działaczem robotniczym, który z wielką pewnością siebie zapowiadał czas wielkiego przewrotu. Spotkanie ludzi tak odmiennych, a przy tym dobrze się rozumiejących było dla mnie - obserwatora - niezwykle interesujące. Jednocześnie uprzytomniłem sobie, że na moich oczach zarysowany zostaje horyzont, za którym mogą nastąpić konkretne decyzje, takie jak ułatwienia w sprawie polskich długów, ulgi handlowe, czyli to wszystko, co zmieni na lepsze pozycję naszego kraju. A przypominam, że stało się to przed historyczną wizytą Helmuta Kohla w Polsce, przed upadkiem muru berlińskiego. Wieczorem tego samego dnia siedziałem przy stole z Wałęsą i Willym Brandtem...