Rzwczpospolita: IPN sporządził listy prawdopodobnie żyjących jeszcze esesmanów i innych funkcjonariuszy niemieckich obozów. Dlaczego dotychczas nie udało się ich osądzić?
Prof. Marek Kornat: Przez lata nie było przede wszystkim potrzebnej do tego woli politycznej. Choćby w RFN, gdzie bardzo powściągliwe postępowano w stosunku do swoich obywateli uwikłanych w oskarżenia o zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnie wojenne. Na przykład by uzyskać wyrok skazujący, trzeba było udowodnić, że oskarżony popełnił czyn przestępczy wobec konkretnej osoby, co po latach, przy braku świadków, było często niemożliwe. Sądy niemieckie wielokrotnie wymierzały bardzo niskie kary.
Ściganie zbrodniarzy utrudniała przynależność Polski do bloku państw komunistycznych. Wymiar sprawiedliwości w takich krajach był na Zachodzie traktowany z dystansem.
Izrael nie oglądał się na niemieckie sądy i w przeszłości sam przeprowadził głośne akcje przeciwko zbrodniarzom.
Wykorzystano do akcji na tym polu służby specjalne, które starały się ująć ukrywających się sprawców przestępstw przeciw ludzkości. Odnalezienie w Argentynie Adolfa Eichmanna, a także jego deportacja, osądzenie i wymierzenie kary śmierci w 1961 r. ożywiło zainteresowanie ściganiem zbrodniarzy. Trzeba podkreślić ogromną rolę, jaką w poszukiwaniach ukrywających się na całym świecie niemieckich zbrodniarzy odegrało Centrum Wiesenthala. Placówka, która funkcjonuje zresztą do dziś. To jej zawdzięczamy w ogóle pomysł prowadzenia listy zbrodniarzy przeciw ludzkości.