Lista sklepów uczestniczących w corocznym szaleństwie „Black Friday" jest dłuższa, ale podane wyżej przykłady pokazują, że każdy znajdzie jakąś okazję dla siebie, niezależnie od tego czy czyha na tani smartfon, laptopa, gry komputerowe czy bieliznę.
Zakupy z haczykiem
Największe okazje z przecenami zostaną pokazane klientom dopiero w piątek, ale popularne sieci już kuszą przecenami. Biedronka nazwała promocję „ piątek bez VAT" i wszystkie artykuły przemysłowe sprzedaje z 23 procentowym rabatem. Ale uwaga: rabat jest tylko dla tych klientów, którzy mają zarejestrowaną kartę Moja Biedronka. Podobny haczyk zastosowało Tesco, promocja z okazji Black Friday jest dostępna tylko dla posiadaczy kart Club Card. Za to promocja w Tesco będzie trwała aż 3 dni, a niektóre produkty z działu elektronika będą tańsze o 50 procent. Jeszcze bardziej ofertę skomplikował Carrefour, który w ramach Black Friday nie obniża bezpośrednio cen, lecz daje klientom bon zakupowy. Bon można dostać przy zakupie wybranych produktów (telewizorów, ubrań, butów) i stanowi on 30 procent wartości tych zakupów. Jak można się domyślić, bo jest do zrealizowania tylko podczas kolejnych zakupów w sieci Carrefour, w wybranych sklepach i tylko do 8 grudnia. Jysk kusi rabatami do 70 procent, a przy zakupach powyżej 1000 zł daje darmowy transport. Tu promocje też trwają dłużej niż jeden dzień.
Internet ciekawszy
W porównaniu ze sklepami stacjonarnymi, okazje w sklepach internetowych wydają się ciekawsze i prostsze w skorzystaniu. Po prostu niższe ceny. Już wiadomo, że duże przeceny szykują strony z grami jak steam.pl, PlayStation Store czy gog.pl. Na Allegro, AliEkspress czy Amazonie warto szukać ofert od północy w piątek, bo wiele sklepów nie czeka na Cyber Monday i będzie chciało przyciągnąć klientów wcześniej.
Polska tańsza
Z powodu rekordowo słabego złotego nie opłaca się w Czarny Piątek robić zakupów w zagranicznych sklepach – uważa Paweł Majtkowski z Wolfs Private Equity. Są one o około 5 proc. droższe niż rok temu, a wiele produktów kupowanych w zagranicznych sklepach internetowych jest droższych niż w Polsce.
– Za euro trzeba obecnie zapłacić około 4,42 zł a za dolara 4,18 zł. Za zakupy w euro płacimy obecnie 5 proc., a w dolarze o 4 proc. więcej niż rok temu. Naturalne w tej sytuacji jest odkładnie zagranicznych zakupów do momentu kiedy kurs stanie się atrakcyjniejszy. W wielu wypadkach tańsze jest kupienie tej samej rzeczy w Polsce – mówi Paweł Majtkowski, Główny Analityk Wolfs Private Equity.