Ze statystyk niemieckiego ministerstwa sprawiedliwości wynika, że w 2016 roku za zwykłe kradzieże sklepowe skazano w Niemczech nieco ponad 126 tys. osób, natomiast za zuchwałe kradzieże skazano 10,5 tys. osób. To niewiele, biorąc pod uwagę, że w 2016 roku zgłoszono w sumie 378 tys. kradzieży. W 2017 roku było 353 tys. zgłoszeń, a niemiecka policja przyznaje, że część poszkodowanych sklepikarzy nie zgłasza kradzieży, ale usiłuje na własną rękę "wymierzyć sprawiedliwość".
Tygodnik "Der Spiegel" opisuje przypadek właściciela sklepu na dworu S-Bahn Lichtenberg, który pobił bezdomnego złodzieja przyłapanego na gorącym uczynku. Mężczyzna zmarł w wyniku odniesionych obrażeń, a sklepikarz trafił na ponad trzy lata do więzienia.
Według tygodnika oficjalne statystyki przestępstw związanych z kradzieżami sklepowymi to jedynie wierzchołek góry lodowej. Tak naprawdę policja nie jest powiadamiana o 98 proc. przypadków kradzieży.
Według raportu Handelsforschungsinstituts EHI - zajmującego się analizą rynku handlowego w Niemczech - w 2016 roku doszło w tym kraju do około 26 mln przypadków kradzieży sklepowych, których straty wyniosły ok 2,26 mld euro, a nie 40 mln euro, jak oficjalnie wylicza niemiecka policja.
Złapany na gorącym uczynku
Policja dowiaduje się o kradzieżach sklepowych w zasadzie tylko, kiedy sklepikarzowi uda się złapać złodzieja za rękę. To wyjaśnia też 90-procentową wykrywalność tego typu przestępstw. Policja przyjeżdża "na gotowe".