Jest jeszcze zbyt wiele niewiadomych, by teraz oceniać, jaki wpływ na polską gospodarkę będzie mieć nałożenie ceł na importowaną do USA stal i aluminium – twierdzą ekonomiści i analitycy rynkowi. Według Jadwigi Emilewicz, ministra przedsiębiorczości i technologii, wyższe stawki nie zaszkodzą polskim producentom. W piątkowej wypowiedzi dla Radia TOK FM Emilewicz zaznaczyła jednak, że polski rząd nie bagatelizuje problemu. Nie można na razie przewidzieć, jakie będą skutki pośrednie wywołane reakcją innych krajów na decyzje prezydenta Donalda Trumpa.
Zwłaszcza że USA to dla Polski bardzo ważny rynek. Co prawda pod względem wielkości polskiego eksportu Amerykanie znajdują się dopiero na dziesiątym miejscu. – Ale jeśli uwzględnimy, ile polskiej wartości trafia finalnie na ten rynek, także pośrednio, np. poprzez Niemcy czy inne kraje, to rynek amerykański okazuje się dla nas ważniejszy niż Włochy czy Czechy – podkreśla Marek Rozkrut, partner i główny ekonomista EY. Wtedy USA klasyfikowane są już na miejscu czwartym, po Niemczech, Wielkiej Brytanii i Francji. – Jeszcze większe znaczenie ma wpływ gospodarki amerykańskiej na globalną koniunkturę i obroty w handlu światowym, które są kluczową determinantą wzrostu polskiej gospodarki – dodaje Rozkrut.
Groźny będzie odwet
Zdaniem Miroslava Novaka, analityka instytucji płatniczej Akcenta, rynek amerykański nie jest istotnym kierunkiem dla polskiego eksportu wyrobów stalowych. Kluczowymi są natomiast Niemcy, Czechy i Słowacja, również w przypadku aluminium. – Amerykańskie cła nie powinny mieć bezpośredniego wpływu na polski eksport – uważa Novak. Przyznaje natomiast, że dużo bardziej niebezpiecznym dla polskiej sprzedaży zagranicznej byłby potencjalny efekt zachwiania równowagi w globalnej wymianie i przeniesienia działań Trumpa także na handel innymi produktami eksportowymi.
Zapalnikiem dla takiego scenariusza byłaby zapowiadana reakcja odwetowa ze strony władz UE. Zdaniem Piotra Soroczyńskiego, głównego ekonomisty Krajowej Izby Gospodarczej, może ona stać się poważnym problemem dla większego grona wytwórców europejskich. W pierwszej kolejności dotknie on producentów maszyn i urządzeń oraz środków transportu i w konsekwencji dostawców wytwarzających na potrzeby tej produkcji. – W danych o wymianie handlowej widoczni są przede wszystkim dostawcy z Niemiec i ich kooperanci, wśród których jest sporo przedsiębiorstw z Polski. Przy wzroście eskalacji konfliktu problemy mogą mieć ponadto liczni producenci innych dóbr, w tym konsumpcyjnych, gdzie także będą polscy dostawcy, coraz mocniej rozpychający się na amerykańskim rynku – twierdzi Soroczyński. Wzrost napięcia uderzyłby przy tym jeszcze raz w europejskich wytwórców stali i aluminium, w dodatku bardziej niż same zmiany ceł. – Dobrze by było, gdyby przemysłowcy europejscy odwiedli polityków od zrobienia im niedźwiedziej przysługi, rozpoczynając totalną wojnę handlową z USA – dodaje Soroczyński.