Polacy chętnie narzekają na firmy kurierskie, pocztę i sklepy internetowe. Choćby jednodniowe opóźnienie w dostawie paczki skutkuje często pełnym oburzenia postem w mediach społecznościowych i totalną krytyką. W Australii klienci Amazona, idąc polskim tropem, powinni chyba przejść do rękoczynów, gdyż opóźnienia sięgają tam często wielu tygodni. Australijskie przestrzenie są bowiem olbrzymim wyzwaniem logistycznym.
Standardem Amazona na całym świecie jest, w ramach usługi Prime, naprawdę błyskawiczne dostarczanie paczki. W określonych okolicznościach zamówienie można otrzymać już tego samego dnia, a dwa dni to norma. Australia jest pod tym względem wyjątkiem – wyspa o powierzchni ponad 7 mln kilometrów kwadratowych ze średnią gęstością zaludnienia 3 osób na kilometr może być wyzwaniem. I chociaż problem dotyczy niewielkiej części populacji (większość Australijczyków mieszka w dużych miastach, takich jak Sydney, Melbourne, Brisbane czy Perth), to nadal jest poważny.
- Oferowanie terminu dostawy tego samego lub następnego dnia jest olbrzymim wyzwaniem na naszym rynku – powiedział Reutersowi Shanaka Jayasinghe, menedżer w zajmującej się m. in. logistyką firmie konsultingowej GRA Supply Chain.
Amazon próbuje podbić australijski rynek oferując 10-dniowy termin dostawy. Lokalny gigant e-handlu Kogan.com deklaruje 14 dni niezbędnych na dostawę. Obie firmy jednak zastrzegają, że może być on dłuższy w niektórych regionach Australii.
Jak jest w praktyce Australijczycy przekonują się na co dzień. Zamówienie na adres w Ora Banda (wyludnione miasteczko w Zachodniej Australii, około 500-600 km od Perth) złożone przed świętami Bożego Narodzenia miało dotrzeć około 10 stycznia, ale 5 lutego wciąż nie było w stanie dotrzeć. Kiri Pomery, menedżerka historycznej gospody w Ora Banda, która chciała tylko dostać czapkę Świętego Mikołaja jednak nie narzeka, stwierdzając, że to i tak całkiem dobrze. Do najbliższej poczty ma 45 minut jazdy samochodem, co być może zmienia perspektywę.