CETA została wstępnie podpisana w sierpniu 2014 roku, po pięciu latach negocjacji między Komisją Europejską a rządem w Ottawie. W UE to Komisja ma wyłączne kompetencje do prowadzenia negocjacji handlowych w ramach mandatu wyznaczonego jej przez rządy państw członkowskich. Potem, po analizie prawnej i przetłumaczeniu umowy na oficjalne języki UE, jest ona akceptowana przez Radę i Parlament. Zazwyczaj nie musi być ratyfikowana przez parlamenty narodowe, jeśli nie zawiera elementów należących do wyłącznych kompetencji państw członkowskich. CETA ich nie zawiera i miała być przyjęta w procedurze uproszczonej.
Nic do ukrycia
Tak jeszcze kilka miesięcy temu proponowała, zgodnie z unijnymi traktatami, Komisja Europejska. Ale spotkało to się z krytyką Niemiec i Francji, które uznały, że w obecnej sytuacji masowych protestów wobec TTIP i strachu przed globalizacją uproszczona procedura byłaby głupotą – to słowa niemieckiego wicekanclerza Sigmara Gabriela. Jego zdaniem takie posunięcie, choć jak najbardziej legalne, mogłoby wywołać wrażenie, że UE ma coś do ukrycia. Dlatego Berlin i Paryż zagroziły, że nie zgodzą się na podpisanie umowy bez przedłożenia jej do ratyfikacji przez parlamenty narodowe one. Bruksela uległa. Ale to nie rozwiązuje definitywnie problemu. Bo choć jest szansa, jeszcze nie pewność, że unijna Rada jednomyślnie CETA przyjmie, to potem trzeba będzie jeszcze przejść proces ratyfikacji w 38 parlamentach narodowych i regionalnych 28 państw członkowskich. A niektóre, jak choćby waloński w Belgii, już zapowiadają, że będą przeciw.
Wyrozumiała Kanada
Zamieszanie cierpliwie znosi Kanada. – Strona kanadyjska wyszła nam naprzeciw – mówiła Cecilia Malmstrom, unijna komisarz ds. handlu. Już po zakończeniu negocjacji kraj ten zgodził się na poprawki w klauzuli ISDS, która pozwala inwestorom prywatnym na pozwanie rządów przed międzynarodowy prywatny arbitraż. W Polsce znanym efektem takiego działania jest odszkodowanie, które rząd musiał wypłacić holenderskiej firmie Eureko za wycofanie się z prywatyzacji PZU.
Ale ISDS budzi też obawy, jeśli chodzi o decyzje rządu dotyczące norm ochrony środowiska, standardów zdrowia czy usług publicznych. Teoretycznie inwestor prywatny może pozwać rząd przed międzynarodowy prywatny arbitraż, jeśli uzna, że określona decyzja regulacyjna, np. moratorium na eksploatację łupków czy wprowadzenie jednolitych opakowań papierosów, narusza jego interesy zagwarantowane umową handlową. Pod wpływem zmasowanej krytyki ze strony organizacji pozarządowych, które uważają, że taki arbitraż ogranicza suwerenność demokratycznie wybranych rządów, Bruksela przedstawiła poprawki. Ich celem jest powołanie odrębnego sądu dla rozstrzygania takich sporów, by zmniejszyć ryzyko przegranych procesów. Ottawa zgodziła się i na to. – Nie da się prostą deklaracją rozwiać publicznych obaw. Tekst porozumienia pozostaje przecież niezmieniony i da zagranicznym firmom specjalne prawo pozywania naszych rządów przed sąd – oświadczył jednak Fabian Flues z organizacji Friends of the Earth Europe. W ostatnich dniach w kilku miejscach Europy, w tym w Brukseli i Bratysławie, doszło też do ulicznych protestów przeciwko CETA i TTIP.
Obawy związane z porozumieniem z Kanadą to mała wersja tych, które dotyczą negocjowanej właśnie umowy z USA. Oficjalnie Bruksela wierzy, że TTIP jest możliwy. Kolejna runda negocjacji zaplanowana jest na początek października w Nowym Jorku.