– Jeśli nie podpiszemy porozumienia z Kanadą, to z jakim innym krajem? Kto na świecie jest nam bliższy pod względem wartości? – pytała retorycznie Cecilia Malmström, unijna komisarz ds. handlu, w ostatni piątek na spotkaniu ministrów handlu państw UE. Wyraziła nadzieję, że do 27 października uda się uzyskać jednomyślność rządów 28 państw UE dla CETA. Taką datę przewidziano na szczyt UE–Kanada, na którym miałoby nastąpić uroczyste podpisanie porozumienia, ale oczywiście premier Justin Trudeau do Brukseli nie przyjedzie, jeśli nie będzie po co. W ostatnich dniach wydaje się, że szanse na podpis są duże. Ale i tak na początek porozumienie weszłoby w życie tylko warunkowo. Z pełnym wdrożeniem trzeba byłoby poczekać nawet kilka lat, bo tyle może potrwać procedura ratyfikacji we wszystkich państwach UE. Bruksela zgodziła się na taki proces, żeby uspokoić nastroje społeczne. Bo co do zasady porozumienia handlowe nie muszą być ratyfikowane przez parlamenty narodowe.

– To nasze najnowocześniejsze porozumienie handlowe – mówiła Malmström. Nie tylko znosi 98 proc. istniejących ceł na towary, ale też dopuszcza nawzajem firmy do przetargów publicznych, ułatwia fuzje i przejęcia oraz prowadzi do otwarcia rynków usług finansowych, co jest rzadkością w umowach tego typu. Po stronie europejskiej cieszą się producenci samochodów, leków czy serów, po stronie kanadyjskiej – producenci wieprzowiny, wołowiny, pszenicy, rzepaku i owsa. Bruksela szacuje, że porozumienie zwiększy obroty handlowe o 23 proc.

Nigdy jednak wolny handel nie budził takich emocji jak teraz. CETA stała się ofiarą kryzysu w Europie, rosnącego strachu przed globalizacją i niezwykle kontrowersyjnych negocjacji dotyczących TTIP, czyli porozumienia z USA, które w kilku krajach UE spotkało się z masowymi protestami. Tak się składa, że niektóre budzące niepokój elementy TTIP (jak prywatny arbitraż dla rozstrzygania sporów między inwestorem a państwem) są też w CETA. I dlatego już po wynegocjowaniu i wstępnym podpisaniu również CETA spotkała się z krytyką. Obie strony, czyli Bruksela i Ottawa, odmówiły powrotu do stołu negocjacyjnego. Ale konieczne okazało się wyjaśnienie niektórych zapisów. Teraz dodatkowo szykowana jest wspólna unijno-kanadyjska deklaracja, która ma uspokoić sceptyków poprzez jednoznaczną interpretację spornych punktów.

Bez zawarcia CETA nie ma szans na TTIP. – Stawką jest także wiarygodność Unii jako partnera w negocjacjach – mówił Peter Žiga, minister gospodarki Słowacji, która rotacyjnie przewodzi w tym półroczu UE. Jeśli CETA, która jest już przecież uzgodniona i wstępnie podpisana, nie zostanie wprowadzona w życie, to partnerzy UE niechętnie będą z nią rozpoczynać w przyszłości skomplikowane negocjacje handlowe.