Wicepremier, minister finansów i gospodarki Mateusz Morawiecki otrzymał zaproszenie na szczyt od gospodarza Wolfganga Schaeublego, szefa resortu finansów Niemiec. Spośród państw, które do G20 nie należą, na spotkaniu pojawią się jeszcze przedstawiciele m.in. Hiszpanii, Holandii, Singapuru, Senegalu oraz Tunezji.

G20 teoretycznie skupia największe gospodarki świata. W praktyce jednak jego skład nie dostosowuje się na bieżąco do zmian w rankingu gospodarek. Wśród członków tego klubu nie ma Szwajcarii, choć pod względem PKB wyprzedza należące do niego Arabię Saudyjską i Argentynę. Jednocześnie niektóre kraje Europy reprezentowane są podwójnie. Do członków G20, oprócz m.in. Niemiec i Francji, należy bowiem także Unia Europejska jako całość. W tym roku Polska będzie miała okazję zabrać głos osobiście – podczas sesji plenarnej jest bowiem przewidziany czas na wystąpienia przedstawicieli krajów-gości.

Prezydent Andrzej Duda powiedział niedawno, że chciałby, aby Polska niedługo znalazła się wśród pełnoprawnych członków G20. Na to się jednak nie zanosi. Pod względem PKB w przeliczeniu na dolary jesteśmy 25. państwem świata. Jeśli nasza gospodarka będzie się rozwijała w tempie około 3 proc. rocznie, w najbliższych latach ma szanse awansować na 22. pozycję, ale do 2030 r. znów spadnie na 30. Tak sugeruje ostatnia edycja Światowego Rankingu Ekonomicznego (WELT), dorocznej publikacji z prognozami.

Zdaniem Andrew Kenninghama, głównego ekonomisty ds. globalnych w firmie analitycznej Capital Economics, nie ma czego żałować. – Od 2009 r. G20 jest klubem dyskusyjnym produkującym oświadczenia i plany działania, które zdają się mieć znikome lub wręcz zerowe przełożenie na rzeczywistość – tak Kenningam opisał rolę G20 w przededniu spotkania w Baden-Baden.