Prezydent Petro Poroszenko zwlekał z zabraniem głosu w sprawie walki z korupcją. Odezwał się dopiero dzień później, a jego wystąpienie zbiegło się z wypowiedzią litewskiego ministra spraw zagranicznych, Linasa Linkeviciusa, że nie tylko pieniądze są zagrożone, ale i możliwość wprowadzenia ruchu bezwizowego między Ukrainą i krajami UE. Jego duński odpowiednik, Kristian Jansen, poszedł jeszcze dalej i powiedział, że jeśli Ukraina nie powróci do uzgodnionych reform, UE będzie bardzo trudno utrzymać sankcje wobec Rosji.
— Cała ta dyskusja jest bardzo na rękę Rosjanom — mówił Liknkevicius.
— Korupcja szkodzi przede wszystkim samym Ukraińcom, których średnie pensje wynoszą dzisiaj zaledwie równowartość 160 euro miesięcznie, a średnia emerytura, to jedynie 62 euro - mówił szef dyplomacji litewskiej.
Prezydent Poroszenko stara się teraz przekonać i panią Lagarde i społeczność międzynarodową, że Ukraińcy przeprowadzą reformy, które kwalifikują ich do wypłat kolejnych transz z pakietu pomocowego wartego 40 mld dol. Do tego pakietu MFW włożył 17,5 mld dol, UE 11 mld, resztę m.in Japonia oraz Stany Zjednoczona. Zarządza nim MFW, który negocjuje kryteria wykonawcze. Poroszenko obiecał, że w możliwie najkrótszym czasie zostanie przedstawiona „mapa drogowa" dla najpilniejszych reform. Jego zdaniem niezbędna jest w tej chwili rekonstrukcja rządu, ale nie nowe wybory, które jedynie pogłębiłyby obecny kryzys polityczny.
Ukraiński kryzys nabrzmiewał od miesięcy, ale ze zdwojoną siłą ujawnił się przy okazji dymisji ministra finansów, Litwina Aivarusa Abromaviciusa, który uznał, że nie jest w stanie kierować resortem w sytuacji, kiedy nieustannie ktoś naciska na niego, aby dał dobrze płatną posadę z polecenia innych przedstawicieli władz.