Tuż przed wyborami prezydenckimi w USA niemal cały finansowy świat spodziewał się, że po wygranej Trumpa kurs dolara legnie w gruzach. Tak się jednak nie stało. Mało tego, rozpoczął wspinaczkę w górę. W grudniu Polacy musieli płacić za niego chwilami 4,25 zł, najwięcej od 2002 roku. Dolar umacniał się też wobec euro i większości światowych walut.
Wysoka jego cena to dla nas raczej kłopot niż powód do radości. Oznacza droższą benzynę, odzież i wycieczki zagraniczne, napędza inflację. Cieszą się polscy eksporterzy rozliczający się w amerykańskiej walucie, ale jest ich stosunkowo niewielu, bo najwięcej towarów i usług sprzedajemy do UE, rozliczając się zwykle w euro.
W nowym roku ceny dolara na rynku nadal są wysokie (wczoraj kosztował ok. 4,11 zł). Sytuacji nie zmieniły nawet słowne interwencje nowego prezydenta, któremu zależy na spadku wartości amerykańskiej waluty, co pomogłoby eksporterom z USA. Kilka dni temu Trump mówił na łamach „The Wall Street Journal", że dolar jest zbyt mocny i „nas zabija". Amerykanie stają się mniej konkurencyjni na globalnym rynku, zwłaszcza wobec Chin, które robią wszystko, by juan był jak najsłabszy. Ostra wypowiedź najważniejszego człowieka na świecie zbiła jednak kurs dolara tylko nieco ponad 1 proc., po czym znowu cena poszła w górę.
Powód słabej reakcji? Analitycy wskazują, że prezydent ma ograniczone możliwości odwrócenia trendu wzrostowego. – Trump może umyślnie osłabiać dolara poprzez swoją kontrowersyjną politykę albo wybór nowego prezesa banku centralnego – mówi Rafał Sadoch, analityk z mBanku.
Kadencja Janet Yellen, mianowanej na szefową Fedu przez Baracka Obamę, kończy się dopiero w przyszłym roku. Świeżo upieczonemu prezydentowi zostaje więc kontrowersyjna polityka. Strateg Bank of America David Woo zażartował nawet, że traderzy walutowi powinni zaczynać dzień od sprawdzenia twitterowego konta Trumpa. Woo spodziewa się, że nowy prezydent często będzie tweetował, by wpływać na kurs dolara.