Rządy prezydenta Obamy okazały się korzystne dla bogatszej części amerykańskiej populacji. Indeks Dow Jones Industrial zyskał podczas jego dwóch kadencji prawie 150 proc. (do czego przyczyniła się luźna polityka Fedu). Mimo to klasa średnia nadal jest mniej liczebna niż przed kryzysem, a dochody większości mieszkańców USA spadły.
Niewątpliwym sukcesem administracji było wyprowadzenie na prostą wielkich amerykańskich banków, a także szybkie wyciągnięcie USA z recesji. O ile amerykański PKB spadł w 2009 r. o 2,8 proc., to według szacunków MFW, w 2016 r. wzrósł o 1,6 proc. I choć wzrost gospodarczy jest daleki od przedkryzysowego tempa, to i tak USA należą do krajów dojrzałych, które najszybciej się rozwijają.
Stopa bezrobocia, sięgająca pod koniec 2009 roku 10 proc., zmniejszyła się w grudniu 2016 do 4,7 proc. Wróciła więc na poziom sprzed kryzysu.
Od ponad kilku lat Stany Zjednoczone doświadczają niemal nieprzerwanego wzrostu liczby etatów. Krytycy Obamy wskazują jednak, że z rynku pracy wypchnięto za jego rządów wiele milionów Amerykanów. Stopa uczestnictwa w rynku pracy wynosiła w grudniu zaledwie 62,7 proc., gdy w 2008 r. sięgała 66 proc.
To oznacza, że wielu Amerykanów przestało aktywnie szukać legalnego zatrudnienia. Wzrost liczby etatów objął zaś przede wszystkim stanowiska nisko płatne, z których część przypadła legalnym i nielegalnym imigrantom.