Wewnątrz Unii Europejskiej rośnie protekcjonizm

Państwa Unii coraz mniej myślą o korzyściach ze wspólnego rynku, a bardziej chronią własny. Kolejne bariery w handlu łamią kręgosłup Wspólnoty.

Aktualizacja: 17.01.2017 05:12 Publikacja: 16.01.2017 19:45

Foto: 123RF

Czeska Państwowa Inspekcja Rolno-Spożywcza pod koniec grudnia zakwestionowała herbaty Mokate ze względu na rzekomo przekroczone normy zawartości substancji działających na układ nerwowy i pestycydów. Choć firma z Ustronia przedstawiła badania zdatności do spożycia, sklepy zaczęły wycofywać towar. Posługiwały się przy tym krajową interpretacją przepisów UE.

Podkręcanie norm

Rodzimi eksporterzy żywności z takimi działaniami w wymianie handlowej z Pragą mieli do czynienia wielokrotnie. Wśród najbardziej uciążliwych środków antyimportowych w kontaktach z Czechami wymieniają zwiększone kontrole sanitarne i negatywne kampanie dotyczące polskich produktów. Ale narzekają także na Berlin i Londyn. Twierdzą też, że sytuacja pogarsza się najmocniej na rynkach uznawanych dotąd za przyjazne, m.in. na Słowacji.

Jak zauważa Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności (PFPŻ), w Unii narasta tendencja do protekcjonizmu rynkowego w oparciu o ideę patriotyzmu gospodarczego. Nowym orężem w walce są wykraczające poza prawo unijne normy jakościowe i bezpieczeństwa. – W rzeczywistości chodzi nie o ochronę konsumentów, lecz o utrudnianie importu z innych krajów UE – twierdzi Gantner. Dlatego PFPŻ do końca I kwartału stworzy mapę krajów stosujących bariery w handlu.

– To już nie są działania służące porządkowaniu poszczególnych sektorów. Ten cel w UE już osiągnięto dzięki dyrektywom określających normy dla każdej kategorii produktów. Dziś chodzi raczej o podkręcanie norm, by spacyfikować konkurencję kosztową – wtóruje Jacek Strzelecki, analityk rynków rolnych i były dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej.

Jego zdaniem jest to charakterystyczne dla rynków z dużą nadpodażą (jak rolno-spożywczy) i widoczną przewagą eksportową któregoś kraju.

Nie tylko żywność

Eksperci wskazują palcem nie tylko na Czechów, ale też na Włochów, którzy próbowali wprowadzić inne niż na terenie UE normy zawartości soków w napojach (przynajmniej 30 proc., a nie 20 proc.) i specjalne wymagania co do opakowań. – Firmy sprzedające produkty w całej Wspólnocie zgodnie z ustanowionymi przez nią standardami miałyby ograniczoną możliwość eksportu do jednego z jej krajów – wyjaśnia Gantner.

Z kolei rząd Rumunii przyjął ustawę o skróceniu łańcucha dostaw (wejdzie w życie w połowie stycznia). Na jej mocy 51 proc. produktów mleczarskich i mięsnych (stanowiących większość polskiego eksportu do tego kraju) sklepy będą mogły kupować tylko u lokalnych dostawców.

– W ten sposób łamie się kręgosłup wspólnego, jednolitego rynku. Jeśli ta wartość zostanie zaprzepaszczona, to Unia legnie w gruzach – uważa dyrektor PFPŻ.

Zwłaszcza że protekcjonizm nasila się nie tylko w branży spożywczej. A Komisja reaguje opieszale na sygnały płynące z kolejnych branż.

Od wielu lat Związek Niemieckiego Przemysłu Meblarskiego (VDM), walcząc o klientów, od wielu lat domaga się, by w całej UE wprowadzić obowiązkowe oznaczenia kraju pochodzenia sprzedawanych mebli. W 2014 r. VDM skarżył się też w Brukseli na wspieranie z funduszy unijnych rozwoju polskich zakładów, co miało pozwolić na obniżenie kosztów i zwiększenie konkurencyjności meblarzy znad Wisły. Dziś do ich wyeliminowania przyłącza się Paryż. Chce wprowadzić wyśrubowane normy ekologiczne dotyczące m.in. zawartości formaldehydu w meblach.

Głośne były też protesty Polski i Czech, gdy Berlin chciał dla przewoźników z innych krajów UE wprowadzić minimalną stawkę wynagrodzenia kierowcy. Sprawa oparła się o Komisję Europejską. Na razie wycofano się z projektu.

– Najwięcej pomysłów w zakresie wprowadzania narzędzi ochrony własnych rynków mają Niemcy, Francja i Włochy – twierdzi Strzelecki. Przywołuje pomysł forsowany przez niemieckich europosłów, głównie pochodzących z północnych, usianych wiatrakami landów. Chodzi o jeszcze bardziej szczegółową informację na etykietach produktów, zawierającą nawet rodzaj paliwa wykorzystanego przy ich wytwarzaniu.

Nasze produkty byłyby na przegranej pozycji, gdyby wprowadzono wymóg umieszczania na etykietach tzw. śladu węglowego. – Ze względu na energetykę opartą na węglu wszystkie trafiłyby do trzeciej, najgorszej kategorii, w odróżnieniu od produktów niemieckich, gdzie ok. 30 proc. energii produkują zielone elektrownie – podkreśla Gantner. Na razie jest spokojny. Polska oprotestowała pomysł i na razie nic w tym temacie się nie dzieje.

Ale eksperci twierdzą, że tendencje protekcjonistyczne będą się nasilać. Zwraca na to uwagę także Światowa Organizacja Handlu.

UE i Polska zamykają się

KE stwierdziła wprowadzenie ponad 200 nowych barier przez partnerów handlowych UE od lipca 2014 r. do końca 2015 r. Jednocześnie krytykuje kraje Wspólnoty za brak otwarcia rynku usług dla konkurentów z samej UE. Najczęstsze bariery wewnątrz Unii to konieczność potwierdzenia umiejętności lokalnym certyfikatem i posiadania biura tam, gdzie chce się świadczyć usługi. Polska krytykująca sąsiadów za działania protekcjonistyczne sama nie jest bez winy. W listopadzie współwłaściciel czeskich kopalń OKD wniósł do KE skargę na udzielanie przez Polskę pomocy swoim zakładom. Z kolei w segmencie spożywczym nasz kraj dołączył do państw umieszczających na produktach znak narodowy. Organizacje branżowe wskazują, że logo „Produkt Polski" samo w sobie nie ma złych konotacji, ale połączone z kampanią zachęcającą do kupowania tylko rodzimych produktów lub dyskryminującą wyroby z innych krajów może zaszkodzić. Podobne kampanie prowadziły np. Czechy, Słowacja czy Wielka Brytania, co budziło protesty polskich eksporterów.

Opinia

Piotr Bielski, starszy ekonomista BZ WBK

Panująca w polityce niechęć do globalizacji przekłada się na działania administracji niektórych krajów UE – narastają nacjonalizmy konsumenckie, a państwa dążą do zwiększonej ochrony własnych rynków. Jaskrawe przykłady dyskredytowania polskich produktów żywnościowych mamy w Czechach. W innych krajach, m.in. Francji, Niemczech, Włoszech, Austrii czy Holandii, są to działania nieformalne i lobbingowe organizacji branżowych. Ich skutkiem jest gorsza ekspozycja towarów lub akcje medialne wykorzystujące pojedyncze wpadki. Mimo to unijny rynek produktów jest dość zliberalizowany, na czym korzystają polscy eksporterzy, głównie żywności i mebli.

Podyskutuj z nami na Facebooku www.fa­ce­bo­ok.com/eko­no­mia. Czy kupowałbyś wyłącznie polskie produkty bez względu na ich jakość?

Czeska Państwowa Inspekcja Rolno-Spożywcza pod koniec grudnia zakwestionowała herbaty Mokate ze względu na rzekomo przekroczone normy zawartości substancji działających na układ nerwowy i pestycydów. Choć firma z Ustronia przedstawiła badania zdatności do spożycia, sklepy zaczęły wycofywać towar. Posługiwały się przy tym krajową interpretacją przepisów UE.

Podkręcanie norm

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody
Gospodarka
EBI chce szybciej przekazać pomoc Ukrainie. 560 mln euro na odbudowę
Gospodarka
Norweski fundusz: ponad miliard euro/dolarów zysku dziennie